czwartek, 29 grudnia 2011

Instrukcja Obsługi Człowieka

Drugi raz pod rząd czytam książkę, która jest takim trochę przewodnikiem po ludziach. Gdyby nie męczące sny, może nawet udałoby się osiągnąć względny spokój w głowie - mimo trudnej sytuacji współlokatorskiej. Albowiem znów jesteśmy tu we trójkę. Manewruję więc między manią a depresją towarzyszy, spaceruję po mieszkaniu jak po labiryncie nastrojów, szukając własnego miejsca. "Letko" nie jest. Za dużo ścian. 

Dziś w samochodzie fragment "Lovesong" Cure'ów, musiałam jednak z żalem wysiąść nie dosłuchawszy do końca. Wracam, a tu to samo, tylko mruczy Adela. I zaraz na myśl przychodzi mi Jungowska synchroniczność, bo wcześniej bardzo zastanawiałam się nad tym, czego nam potrzeba na nowy rok. Po długim i dość bolesnym we wspomnieniach rozliczeniu dwunastu miesięcy, wystarczyło kilka słów i melodia...

However far away...
However long I stay...
Whatever words I say..
.

Życzę Wam i sobie w nowym roku w zasadzie dwóch rzeczy. 
Po pierwsze, żebyśmy wierzyli, pamiętali i wiedzieli, że każdy koniec jest początkiem czegoś nowego, i że warto "nowego" próbować - poznawać nowych ludzi, przeżywać nowe uczucia, choćby na początku napawało nas to lękiem. Nie dajmy się zakuć w starych zaśniedziałych pancerzach strachu. 

Po drugie, bardzo ważne, żebyśmy głęboko wiedzieli, gdzieś w środku, że nigdy przenigdy nie jesteśmy zupełnie pozostawieni sami sobie. Że żadna nasza łza nie ląduje w beznadziejnej samotności. Że na pewno jest coś takiego, jak miłość bezwarunkowa i każdy zasługuje na to by jej doświadczyć.
Buzi



czwartek, 15 grudnia 2011

To tylko chwila, może dwie

Wmawiam sobie spokój i czasami to działa. I jeszcze, że jestem urodziwa i szczupła, i to czasami też się zgadza. Mantra, medytacja, albo a f i r m a c j a. Układam na półkach
w głowie swój rodzinny bałagan. Niezałatwione sprawy z zaświatami i hierarchię wartości relacji tu, na ziemi. Trudne.

I jeszcze raz proszę o spokój.

Wyobrażam sobie, że mój dryfujący w nieznanym kierunku związek, jest ocalony. 
I albo dopływa do jakiegoś miłego portu, albo rusza w ciekawym kierunku.
Optymizm w takich chwilach bywa poza zasięgiem. 
Zostają tak świąteczne rzeczy jak wiara, nadzieja i inne cuda.


Co było wczoraj odeszło w cień niepamięci. 
Niech się święci cud.

Clocharde i wielki tuz
Odważny i ten, co się boi
Wszyscy równi wobec czasu i płomienia
Na moim podwórku blues
Na zegarze wieczór 
Nie czekaj tylko żyj, bo...
[Soyka]

poniedziałek, 28 listopada 2011

Break on through to the other side

Obłożona książkami, kotami i kartami, zaczęłam autoterapię.

You know the day destroys the night
Night divides the day
Tried to run
Tried to hide...We chased our pleasures here
                       Dug our treasures there
                       But can you still recall
                      The time we cried ...

 I found an island in your arms
Country in your eyes
Arms that chain
Eyes that lie ...
Break on through to the other side

czwartek, 17 listopada 2011

świat się stał wielorybem


Dostałam dziś kopertę z wiadomością. Koperta w kolorze papieru do pakowania paczek na pocztę, takich paczek, co się jeszcze na nich sznurek wiązało. Nie wiem, czy sznurek był bardziej do noszenia, czy żeby się papier nie rozpakował. W środku kartka A4, biała, times new roman chyba.

Jadę na najbliższy parking pod hipermarketem, żeby tę kartkę wyciągnąć z tej koperty
i przeczytać, bo ciągle nie wiem co jest w środku. I myślę sobie już, co odpowiem na tę wiadomość. Może, że dziękuję za takie mądrości, ale coś tam... Albo, że dziękuję, ale sytuacja jest trochę inna, niż Pan Szanowny zakłada... Albo, że spoko, może spróbuję.

Kilka spojrzeń na poszczególne wersy, potem od początku całość, potem myśl, żeby nauczyć się na pamięć, że może włożyć do kieszeni koszuli na piersi. 

Proszę, przekaż moje DZIĘKUJĘ, to wszystko co zdołałam wydumać w wiele razy redagowanym smsie do "kuriera" koperty. Nadawcy w życiu na oczy nie widziałam.

Bywało, że pocieszali mnie różni ludzie, mniej lub bardziej znajomi. A i okazji ku temu kilka poważnych było. Ale tak mocne odczucie podniesienia na duchu do dziś było mi obce. Dostałam między oczy, dosłownie, strzał emocji tak niespodziewanych, tak intensywnych, że osłabiło mnie to na resztę dnia. Ale w bardzo oklepanej kategorii „wiara i nadzieja” mam plus 100/100. 

Tymczasem oglądamy na jedynym ulubionym kanale Travel program o Azorach.  
Gdzie my kurwa żyjemy, listopad -5 i ciągle ciemno, skrobanie szyb o 7.30, oswojony alkoholizm, świece z pszczelego wosku palone w sypialni, żeby nie śniły się trupy przerabiane na bigos... Podczas gdy gdzieś na środku Atlantyku, ktoś nurkuje z waleniami w wodzie, która ma 18 stopni zimą. Marzenie  Z. (trzymam kciuki za jego szczęście) o wypasaniu owiec w miłym miejscu, jest przy tym niczym chęć na kanapkę  z dużą ilością majonezu.


"Aniele Boży, mój stróżu proszę
ty przy mnie dzisiaj stój jak nigdy bo
świat się stał wielorybem,
który połknąć mnie chce, mówiłam
a Anioł ziewał
bo dobrze wiedział,
że świat jest piękny i któregoś dnia
sam mi wpadnie w ramiona
lecz na wszystko jest czas" 
[kayah, anioł wiedział] 
 

niedziela, 23 października 2011

Dwa cytaty na ciężkie czasy

“Dążycie do absolutnej doskonałości, a ja wolałabym taką niedoskonałość, że się przewraca kartkę… Trochę jakichś maleńkich szelestów, pomruków. Życie powinno trochę szemrać, szeleścić…"
[Wisława Szymborska]

                                                 
"W świecie jest o wiele więcej dobra, niż zła.
Trzeba tylko mieć oczy szeroko otwarte.
I to, co może się wydawać serią niefortunnych zdarzeń,
tak naprawdę będzie pierwszym krokiem w podróży.
(...)
zawsze jest coś, co trzeba wynaleźć, przeczytać, lub ugryźć.
I coś co trzeba zrobić,żeby stworzyć azyl. Nieważne, jak mały."

[Lemony Snicket: Seria niefortunnych zdarzeń]



poniedziałek, 17 października 2011

honestly?

Nie chce mi się gadać. Nie mam ochoty na spotkania, które zaczynałyby się od odpowiedzi na "co słychać?". Jeśli mam ochotę rozmawiać, to zazwyczaj z tymi,
z którymi lubię też milczeć. Jak po pogrzebie mamy Magika w sobotę. 

Niedziela bezmyślna, za dużo tv u Babci, za dużo pizzy. 
Wciąż za mało samotności w ciszy.

We’ve had conversations
About the past
It’s taken long enough to see
Your true colours
You’ve got so many baby
You’re like a fuckin rainbow
Just let me revel in your blue notes
[Fink, Honesty]

niedziela, 9 października 2011

Countless lovers under cover of the street

Jakież było moje zdziwienie, gdy w pewnej komercyjnej stacji, w pewnym popularnym programie ujrzałam Basistę, tak, TEGO Basistę.

Ma talent chłopak, oj ma. :)

poniedziałek, 3 października 2011

Bad girls, like everybody else, they wanna be a star

 W niedzielny poranek, w spożywczaku pod miastem udaję Kate Moss. Mam skórzaną kurtkę, kowbojki, kaca, świetnie ostrzyżone włosy w nieładzie (ojezu jaka jestem z nich teraz zadowolona). Kupuję dwa redbule i winterfresha, a po trzech godzinach parkuję w kurzu, pod stadionem narodowym. Po kolejnych sześciu godzinach słucham koncertu Harmonijkowego Ataku w radio i wspomnianym kowbojkiem znów wciskam do dechy. 

W sobotnią noc byłam conajmniej PJ Harvey i zdarłam gardło. 
Dziś jest poniedziałek i mam straszną ochotę zapalić. 
I zmienić pracę.


Now you and me, we are both the same
But you call yourself by different names
Now you mama won't like it when she finds out
Her girl is out at night

[Jamiroquai, Bad girls]

czwartek, 29 września 2011

poniedziałek, 26 września 2011

a freight train running through the middle of my head

M. ma ponoć opuścić oddział zamknięty za tydzień. Nasze telefoniczne rozmowy są
o wszystkim nieistotnym, a gdy próbuję o czymś konkretnym, to słyszę, że jego głos
w słuchawce robi się o ton wyższy, oddech urywany, a zdania coraz krótsze. Wówczas to wymiana informacji pogodowych staje się najważniejsza, jakbym była reporterką tefauen meteo, nadającą na żywo z centrum zakorkowanego miasta. Koty też są tematem neutralnym i wesołym, więc zawsze warto mieć w głowie jakąś dykteryjkę na ich temat. Wciskam więc czerwoną słuchawkę i czuję cierpki smak bezradności i niestety,
lęku przed tym co będzie też. 

Em jest w fatalnej formie. Krew z nosa w dzień, a niepowstrzymana senność wieczorem, do tego cicho sączący się żal - do losu ogólnie, do ludzi w otoczeniu w szczegółach - który czasem znajduje ujście jako strumień obwiniających słów. 

Babcia zaś, po słabym weekendzie, dziś już w całkiem niezłej formie. Najpierw mówi, że wolałaby umrzeć jeszcze przed tą operacją, a potem cieszy się, że lekarz powiedział, że dobrze, że nie umarła, bo dożyje stu lat.

A ja zaczynam tydzień od czerwonego chilijskiego. 
Jak już się wszyscy dokoła wyleczą ze swoich przypadłości,  ja pójdę na odwyk.





czwartek, 22 września 2011

the spiderman is always hungry

Czytam "dzieńdobry" z marca 2006. Marzec zwykle jest kureski. Ale wrzesień tego roku ma szansę na Malinę Miesiąca. Wtedy Babcia miała pierwszą operację, jutro będzie miała drugą. Wtedy M. był taki sam jak dziś, ale nikt z nas tego nie dostrzegał. W związku z tym, że  w domu uczuciowy marazm i zimno, uciekam wycinać wzorki w festiwalowych dekoracjach. Warsztaty terapii zajęciowej w rytmach glitch hopu. A ponieważ szpital tu, szpital tam, stres zaciska szpony na prawym barku, to w głowie the Cure.

"just try to see in the dark
just try to make it work
to feel the fear before you're here
I make the shapes come much too close
I pull my eyes out
hold my breath
and wait until I shake...

but if I had your faith

then I could make it safe and clean
if only I was sure
that my head on the door was a dream

I've waited hours for this

I've made myself so sick
I wish I'd stayed asleep today
I never thought this day would end
I never thought tonight could ever be
this close to me"
[Kjury, ofkors]

czwartek, 1 września 2011

Man In The Box

GPS metr po metrze ściągnął mnie na Nowowiejską. Ceglaste, osnute pajęczynami budynki, wyremontowane wnętrza - zielone do wyrzygania i brak klamek. Plus "siostry" o wyglądzie enerdowskich pływaczek. To tylko obserwacje, jak zdjęcia. Treści, zawartości ostatnich dni po prostu jeszcze nie jestem w stanie ogarnąć. W naszych głowach jest początek najbardziej nieprawdopodobnych zdarzeń, które z chorego snu mogą stać się cholerną, chorą rzeczywistością.


środa, 10 sierpnia 2011

chill out

Urlop dojrzewa. Augustowskie noce - bo wszak Augustus mamy, bo pod Augustowem odnalazłam kryształowe jezioro z jakimiś minimalistami na kempingu. Minimum dźwięków mechanicznych i paszczowych, minimum interwencji w wygląd pola namiotowego, minimum kosztów. O świcie wrzask ptaków i lodowata, przezroczysta, gładka tafla wody. Po południu chianti i ciepło promieni na plecach. Mrrrrr. 
Wracam tam, jak najprędzej będę mogła.

Wschodzi i kiełkuje poczucie spokoju. Jak zwykle po grzebaniu się w ziemi, po fizycznej, nielekkiej pracy, po wdychaniu parnego powietrza ze schnącego zielska, świeżo wydłubanej z gleby marchwi i cebuli. Ścięgna bolą jak po jodze, umysł rozciągnięty jak po medytacji, paznokcie zrujnowane, jak to po pieleniu.

Życie chyba w pełni. W wieku lat trzydziestu poczułam się usprawiedliwiona do robienia bardzo różnych rzeczy, bez potrzeby uzasadniania ich. I to może być naprawdę ciekawe. 


 

sobota, 30 lipca 2011

Now, time for me is nothing cos I'm counting no age

Tydzień do trzydziestych urodzin zacina się na obserwacjach dotyczących różnicy wieku, przemiany pokoleń, rozbieżności między samopoczuciem [oscylującym gdzieś w okolicach wartości 24 na osi lat], a reakcjami tzw. społeczeństwa. Takoż było i dziś.

Zabrałam dwójkę nastoletnich autostopowiczów; rozmawialiśmy o festiwalach, wakacjach/urlopach, pogodzie też. Mówili mi "proszę panią" i "do widzenia". Zapewne, gdy wysiedli z mojego samochodu, powiedzieli coś w rodzaju : "wyluzowana jak na swój wiek", albo "czemu moja matka nie nosi takich trampek?"

I ain't happy, I'm feeling glad
I got sunshine, in a bag
I'm useless, but not for long
The future is coming on

[Gorillaz - Clint Eastwood]

poniedziałek, 18 lipca 2011

Gdy głupota z biedą już mnie mają ...

Praca, potem codziennie biegiem do szpitala, duszne niedomyte ubikacje i sale, biegiem do domu, byle jaka kolacja, przełączana w nieskończoność drzemka - rano zamiast budzika. Nieudana operacja, bliska mi osoba słaba, wymęczona. Ja z jednej strony bezsilna, z drugiej działająca jak maszynka.

Schemat złamał Em. "Przenocujemy w namiocie?" Chwila pakowania, jakieś 40 km,
i brzozy szumiące bielą na zielonej tafli wody, ognisko, joint, inna perspektywa. Rano powrót do kieratu, ale już z czymś innym w głowie.

Czasami najprostsze sposoby są najtrudniejsze do wymyślenia, gdy człowiek jest już tak zaplątany w wynajdywanie wyjść z labiryntu, że nie bierze pod uwagę pójścia prosto przed siebie.

niedziela, 10 lipca 2011

koper, ogórki i inni

Niejednokrotnie przekonałam się, że świat z perspektywy babcinych działkowych zagonków jawi się zupełnie inaczej, niż zza szyby korporacyjnego samochodu.

Oprócz szczerego życzenia, aby w trudnych chwilach zamieniać się w biedronkę na metrowym koprze, pośród ogórków, przychodzą mi do głowy wnioski o wiele cenniejsze i jakoś lepsze po prostu, niż gdziekolwiek indziej.

środa, 6 lipca 2011

NO WOMAN, NO SMILE

Lubię trafiać na wesołe, mądre kobiece oczy. Czasami jest tak, że złapię się wzrokiem
z jakąś babeczką i od razu obie wiemy, że JESTEŚMY OK.
Porozumienie ponad okolicznościami.

Ostatnio zdarzyło mi się takie sprzężenie po chrzcie znajomego malucha w kościele,
a zajmując miejsca przy stole na chrzcinach, obie już pilnowałyśmy, aby usiąść blisko siebie. To co się dzieje później, to już pośrednie efekty. Doszukiwanie się wspólnych znajomych, albo upodobań (muzycznych? kulinarnych? whatever), tematy do rozmowy spadają z nieba, wymiana nr tel.... itd.

Fajne dziewczyny mają fajne podejście do swoich byłych i aktualnych chłopaków, do swoich dzieci, romansów, a nawet do jedzenia tonącego w kremie ciasta.
No i jak się na taką trafia, to się po prostu wie. Się wie.

wtorek, 14 czerwca 2011

Is just the nature of my game

Dwa pogrzeby, finansowe wciągające bagienko, jakiś bezsensowny "remont" u Babci.
To be continued...

Ścieżki wyboru, bo w końcu zawsze jakieś są, zaciskają się w oślizgły węzełek.
Nie wiem, czy bardziej śmierdzi spirytusem czy siarką.

Chciałabym zarządzić jakiś odwyk. Nie tylko sobie. Wytrwać w postanowieniach typu: jeść częściej niż 2 x dziennie i coś innego niż otręby rano i byle co wieczorem Oczyścić się ze złych emocji. Nie dać się wciągać w rodzinną szamotaninę, nie być zakładnikiem oczekiwań. Nie mieć żalu, ale i nie dać się wykorzystywać.Intuicja i karty dają znać.

Pleased to meet you
Hope you guess my name
But what's puzzling you
Is the nature of my game
 
[Rolling Stones, Sympathy For The Devil]

wtorek, 7 czerwca 2011

Herbert na dziś

Pijacy są to ludzie, którzy piją do dna i duszkiem.
Ale krzywią się, bo na dnie widzą znów siebie.
Przez szyjkę butelki obserwują dalekie światy.  
Gdyby mieli silniejszą głowę i więcej smaku, byliby astronomami.

 Myślę sobie, że chciałabym znów być kosmicznym kadetem. Żeby wielkie żółte dźwigi podtrzymywały chmury.

piątek, 20 maja 2011

Tyle życia do przebrania, byle życie dało żyć.

Że niby koniec świata jutro o 18.00. Em pojechał na ryby. Nie, że uznał, że śmierć nad Kanałem Szymońskim będzie najpiękniejsza. Ot tak, pojechał, ryby łowić.

Ja zaś chwilę rozważałam, czy to dobrze, czy źle, że wszystko pierdolnie i czy będę wtedy sama i będę się bać, czy np. będę akurat prasować grzywkę prostownicą (jedziemy jutro na czadowy koncert w bardzo ładnym miejscu, ale w sumie nie wiadomo czy dojedziemy). Wolałabym jednak zginąć pijąc piwo z dziewczynami...

Z jednej strony, w obecnej sytuacji, uwolniłabym się samoistnie od wielu zmartwień,
z drugiej, nie miałabym szansy zacząć od tzw. początku. Chyba, że jako pierwotniak pantofelek jakiś.

Z trzeciej strony jednak byłoby mi żal. No bo co jest, proszę pana, za zakrętem.
No bo co zobaczę na horyzoncie, jak już się podniosę?

Tyle marzeń do spełnienia,, bylem tylko marzyć chciał.
Tyle kwiatów do wręczenia bylem tylko komu miał.
Tyle życia do przebrania, byle życie dało żyć.
Tyle grania balowania, byle chciał balować widz.

[Maleńczuk, Nie mogę Ci wiele dać...]

sobota, 7 maja 2011

I've been drifting around for hours and I'm lost and I'm tired

When a whisper in my ear insatiable breathes "why don't you follow me inside?... "

No to mamy nasz mały trójkąt bermudzki. Zaczyna zgrzytać i wykrzywiać się, gdy czyjaś faza manii trafi na dół tego drugiego. A ja rozkładam ramiona w celu zachowania równowagi, jak w cyrku te baletniczki stąpające po linie, a czasem z bezsilności.

Uciec. Na chwilę zaszyć się w tłum galerii handlowej, albo w chłodnym designerskim wnętrzu salonu wizażu, albo jak dżin - w butelce różowego z Biedronki. Oczywiście zawsze trzeba wrócić. Oczywiście, dla każdego z nas znajdą się okoliczności, w których trzeba udawać, że wszystko jest „okay”. I wkurwia nas to jeszcze bardziej. Każdego oddzielnie. Ale razem, oddzielnie wkurwieni, znów rezonujemy.

46m2 mieszkania to za mało na 2 depresje i jedną kobietę, która próbuje być rozsądna. Śnią się jej alternatywne życiowe wybory. 

Yeah the room is small, the room is bright
Her hair is black, the bed is white
And the night is always young
Is always young... 
[CURE, Watching me fall]

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

1000 miejsc, w których mogłabym być...

Od sobotniego koncertu nie mogę i nie chcę się uwolnić:


A dziś po pracy zamiast obiadu bułka, parówki i sok pomidorowy na ławce nad zalewem, 10 min jazdy za miasto. Stres hamuje mi swobodny przepływ krwi, więc marznę zbyt szybko, ale na chwilę bezmyślności zdążyłam.

wtorek, 5 kwietnia 2011

Aż tu nagle kwiecień.

 Oto pośród snów nerwowych o depresyjnych zachowaniach mojego brata, remontem 3/4 mieszkania w dwa dni, pomiędzy sprzątaniem kocich kłaków i wyborem rolet, przeskakiwaniem nad pierdyliardem rzeczy zgromadzonych w sypialni z tytułu wspomnianego remontu (żyliśmy jak w akademiku, co miało swój urok: filmy oglądane na laptopie od przyjścia z pracy do nocy, picie piwa w łóżku i brak dylematu "co na obiad" wynikający z niemożliwości gotowania :))... 

Oto wylądowały bociany.

poniedziałek, 21 marca 2011

Gdyby życie miało soundtrack...


Od czwartku nad ranem do niedzielnego popołudnia, wszystko było chyba złym snem.
Niestety, strach pozostał realny.
I'm crying everyone's tears...

wtorek, 15 marca 2011

without love where would you be now ?

 W dzień sądu Em stwierdził, że nigdy by się nie spodziewał. Że tak to będzie właśnie. Gdy ja pomyślę, co myślałam, że będzie - stałe, odwieczne pytania i odpowiedzi, pytania bez odpowiedzi albo pytania retoryczne z oczywistą odpowiedzią (odpowiednie zakreślić) nasuwają się same.

Jeśli tylko decyzje podjęte zostały z racji serca lub rozumu, w obliczu zaistniałych okoliczności, jaki sens ma ich rozważanie jako zasadnych lub godnych pożałowania? 

Nie ja nie żałuję
Przeciwnie bardzo ci dziękuję (...)
Za jakiś czwartek jakiś piątek jakiś wtorek
I za nadziei cały worek...

 

sobota, 5 marca 2011

Clouds... they block my way

Marzenie o spaniu do 10 dziś się spełniło. Tadaam.

Zmęczona, z obolałymi plecami od kilometrów za kółkiem, ślęczenia przed komputerem, z opryszczką na ustach, z listą to do w kalendarzu i wrażeniem, że na pewno jeszcze o czymś zapomniałam. Przystanek – czwartek u Babci, między pobudką o 5 i sterczeniem w przychodni, najpyszniejsze naleśniki świata i pomidorowa. Po babsku ląduję też z marszu u fryzjera, desperacko zamalowując siwy przedziałek.

Dzień za dniem, dół za górką, nie znoszę się kłócić o kasę, ale nie lubię też poczucia, że jestem sponsorem, taksówką, bo tak.

No, ale teraz kolej na emocjonalny wyż. Sobota, koty, kawa z bajerami. 


So I'm running
Trying to get
Out of the rain
I'm running
Still I'm running
But clouds in the dark
Block my way

[Edyta B.]

środa, 23 lutego 2011

Don't come around, I got my own hell to raise

Jestem jak wahadło, kiwające się między unikaniem spotkań z ludźmi (może oprócz Małej M. i JJ'em), a czerpaniem energii z komunikacji i handlowych gier.

Wymyślam wymówki od fitnessu, wyjścia na piwo, na biegówki, na herbatę. Po co komu towarzysko niespotykany w moim wykonaniu ironiczny śmiech lub żałosna agresja, będące reakcją na pytanie "co słychać?"

W dniach, gdy jestem nakręcona, wyżywam się zawodowo, pochłania mnie zagadnienie efektywności pracy, starsze i nowe numery „Coachingu” oraz audyty jakości obsługi. Rozwalam na atomy relacje społeczne i pękam z radości z najmniejszych sukcesów. Albo najmniejsze radości uznaję za sukces?

Między tym wszystkim dobija mnie seria niefortunnych zdarzeń, w tym choroba mojej ukochanej rudej przyjaciółki, której muszę robić zastrzyki, a która później obrażona, ma najbardziej bolesną minkę pod wąsem :( 
 
A nade wszystko owe „doły” wyzwalają we mnie zawziętość na „ poradzę sobie”.
Bilans, niestety, nie zawsze jest zen.


I got my feet on the ground and I dont go to sleep to dream
You got your head in the clouds, you're not at all what you seem
This mind, this body, and this voice cannot be stifled by your deviant ways
So don't forget what I told you...

[Fiona Apple, Sleep to dream]

poniedziałek, 24 stycznia 2011

swing

Czuję się uwiązana do depresyjnych huśtawek nastrojów moich bliskich. Zamiast stać stabilnie jako ta skała i opoka, czuję, że ciągnę nogami po ziemi. Trochę mnie to przeraża.

piątek, 21 stycznia 2011

Lecz czy starczy nam sił?

Tydzień uczciwie przepracowany. Zmęczenie rozcieńczam czerwonym chilijskim. Kłębki myśli, sznureczek do sznureczka, wąskie ścieżki „za i przeciw”. Rozmowy z Em i o planach i o przeszłości, o odziedziczonych obciążeniach i o wolności, którą chcielibyśmy zyskać. Na wielu polach. Zdania szybkie, urywane, czasem wręcz wyjęte z kontekstu, bo wrze nam pod kopułami. Trochę różnej maści strachów.

Coś się czai w naszych głowach.

Niczego nie jest mi szkoda
Nic z tego czego jeszcze mi brak
Wystarczy gdy kocham
Huczy las i wieje wiatr
I także to że
Co noc zasypiamy twarzą w twarz
Frontem do tej samej rzeki
[Pidżama, Spokój w głowach]