poniedziałek, 18 kwietnia 2011

1000 miejsc, w których mogłabym być...

Od sobotniego koncertu nie mogę i nie chcę się uwolnić:


A dziś po pracy zamiast obiadu bułka, parówki i sok pomidorowy na ławce nad zalewem, 10 min jazdy za miasto. Stres hamuje mi swobodny przepływ krwi, więc marznę zbyt szybko, ale na chwilę bezmyślności zdążyłam.

wtorek, 5 kwietnia 2011

Aż tu nagle kwiecień.

 Oto pośród snów nerwowych o depresyjnych zachowaniach mojego brata, remontem 3/4 mieszkania w dwa dni, pomiędzy sprzątaniem kocich kłaków i wyborem rolet, przeskakiwaniem nad pierdyliardem rzeczy zgromadzonych w sypialni z tytułu wspomnianego remontu (żyliśmy jak w akademiku, co miało swój urok: filmy oglądane na laptopie od przyjścia z pracy do nocy, picie piwa w łóżku i brak dylematu "co na obiad" wynikający z niemożliwości gotowania :))... 

Oto wylądowały bociany.