wtorek, 19 czerwca 2012

Drogi Pamiętniczku,

gdzie miałabym to zapisać ku pamięci, jeśli nie tu?

Otóż dziś redaktor Stelmach pozdrowił mnie z okazji wczorajszych imienin,
za sprawą tego oto nagrania :)



piątek, 15 czerwca 2012

Nazywaj rzeczy po imieniu, a zmienią się w oka mgnieniu

Jestem zmęczona czekaniem na wtorek, kiedy na dobę lub dwie zostaję sama w mieszkaniu i czuję, że mogę głęboko odetchnąć. Nie ma permanentnie włączonego telewizora, nie ma znudzonego oblicza przed nim. Jest moja muzyka, moja posprzątana przestrzeń, moja świeca, moje dreptanie za kotami na balkon, żeby pogapić się na chmury między blokami. I pomigotać żarem z papierosa z facetem z naprzeciwka, jakbyśmy nadawali morsem na jakimś morzu balkonów.

Dopiero wczorajsza afera dopalaczowa odkneblowała ten cichy wkurw i pomogła wyartykułować cały żal o oszustwa, o posądzanie o ślepotę lub upośledzenie, o ignorancję i wykorzystywanie mojej nadmiernej skłonności do empatii. O marnotrawstwo życzliwości osób wokół. I pieniędzy też.

Co jest gorsze, bać się mówienia o tym, że coś się dzieje, czy bać się tego, co może się stać? Strach jest chyba najgorszym z możliwych uczuć, czego by nie dotyczył.

Zmęczona, pogubiona, zła.

A skupiona pani psycholog sprytnie doprowadza mnie do wniosku, że nikomu nie wyznaczę granic, dopóki nie określę ich w sobie. I po raz pierwszy uśmiechnęłyśmy się do siebie.

środa, 13 czerwca 2012

I'm fallin' in love with your favorite song

Zarażenie muzyką jest jednym z najprzyjemniejszych sposobów na zachorowanie.
Jestem nosicielem wirusa, który nazywa się Damon Albarn, przekazanego mi dosyć niedawno drogą mailową. Otóż ten Anglik o absolutnie rozbrajającym chłopięcym uroku osobistym i jak mi się zdaje równie urzekającym męskim ponuractwie, jest piekielnie zdolnym artystą. Jak to ujął Z. "od samobójstwa po wakacyjne lody malinowe".

Piszę o tym, bo tak naprawdę cieszy mnie, że dopiero teraz dane mi jest dochodzić do takich wniosków. Dzięki temu w moim małym muzycznym świecie rokendrol ciągle żyje.

Pod względem różnorodności i nietypowości projektów, stawiam Albarna obok Pattona
i Keenana i White'a, choć każdy z nich ma wrażliwość tak ogromną, jak kompletnie inną od pozostałych panów. Co jest oczywiście cudowne, bo w zależności od nastroju mogę się podkochiwać w innym z kolei. Czego i Paniom życzę.

Prosto do ucha:






sobota, 9 czerwca 2012

prace ręczne

Zamknęłam firmę. Odebrałam rower. Pojechałam nad staw. Utonęłam w przyrodzie.

Radzę sobie, choć czasem wchodzę na niebezpieczne poziomy irytacji. A czasem po prostu śmieję się sama z siebie, gdy techniczne upośledzenie bierze górę nad cierpliwością lub w ogóle chęcią zrobienia czegoś. Np sklejenia uchwytu do prysznica. Napompowania i nasmarowania różnych rowerowych części, celem przygotowania pojazdu dwukołowego do lata. Instalacji programu do zdjęć lub do konwertowania na empetrójki. Naprawy żaluzji.
Nie wiem, nie znam się, zarobiona jestem.

Doprawdy, szukam jakiegoś Zdzicha Złotej Rączki.

niedziela, 3 czerwca 2012

Could you be dead? You always were two steps ahead

Jeden lekkomyślny telefon  ściąga na mnie tę kilkusetkilumetrową tęsknotę.
Nie jest ciężka, ale nie mogę się spod niej wydostać.

piątek, 1 czerwca 2012

męskie granie

Kalendarz na czerwiec wypełnia się  w zadziwiającym tempie. Spotkania z ludźmi dają mi teraz dużo komunikacyjnej satysfakcji. Kręcę się na karuzelach różnych osobowości i mam ochotę przy tym klaskać w dłonie jak mała dziewczynka. Zauważyłam, że lubię zwłaszcza obserwowanie mężczyzn. I "lubić" to jest najlepsze możliwe słowo.

Z sympatią przyglądam się mojemu rudemu klientowi, siedzi naprzeciwko i opowiada anegdoty o targach w Rio. Żadnych damsko-męskich podtekstów, choć z godzinę rozprawiamy o obwodach pod biustem i budowie góry stroju bikini. Taka branża.
Z życzliwością odbieram też zagadywanie przy barze, gdy płacę rachunek za to służbowe spotkanie. Dwóch trzydziestoparolatków pręży muskuły i szczerzy białe zęby. Roześmiani, oczy im się błyszczą, więc chwilę żartujemy. Miło, no.

Nie wiem, może się starzeję i nabieram pobłażliwego stosunku do męskiego narodu. Lubię, lubię notować testosteronowe zagrania , czysto poznawczo.

Na pewno jednak jestem wymagająca dla tego jednego chłopaka. A on mnie jeszcze nie zawiódł i nie znudził i zachwyca mnie i imponuje nieprzerwanie, choć spędzamy razem dużo czasu. Nazywa się Jack i gra tak: