poniedziałek, 30 lipca 2012

Moja siostra w ósmym miesiącu ciąży wygląda jak piękny rumiany owoc. Wciąż ma świetne, długie i szczupłe nogi, gładką skórę na twarzy, cudownie kształtny brzuch. Bardzo chciałam ją zobaczyć, trzygodzinna podróż po tygodniu służbowych zmagań nie mogła mnie powstrzymać. Dobry, rodzinny weekend. Znów dziękuję.

Podejrzewam siebie o reakcję nerwową na to samodzielne mieszkanie. To zaplanowane, codzienne sprzątanie, pokój, sypialnia, kuchnia, łazienka, szafka z naczyniami, szuflady w szafce przy łóżku... Zaciekła walka z dywanem, w rozmiarze od ściany do ściany, który sama jakąś nieopisaną siłą i sprytem wyciągnęłam spod wszystkich mebli i wymieniłam na dwa, nieduże niemal białe dywaniki w sypialni. Efekt jest tak dobry, że mam w dupie ich niepraktyczny kolor.

Istnieje ryzyko, że nadejdzie moment, gdy skończą się już zwykłe zakamarki do sprzątnięcia i ... zostanie tylko piwnica. A to już jest  wyzwanie, które faktycznie może wymagać przygotowania kondycyjnego, planu logistycznego i pustego kontenera na śmieci, na parkingu przed blokiem.

Za to za tydzień mam nadzieję siedzieć już w okolicach Gołdapi i chłonąć.
Wszystko, co w urlopie najlepsze.

poniedziałek, 23 lipca 2012

freedom = wolna chata

"Jeden krok do tyłu, ale dwa do przodu" mówi B., moja koleżanka z pracy, gdy informuję,
z nieukrywaną radością, że właśnie zaczęłam mieszkać sama. Po ... 5 latach, znów tylko ja i, hm, koty, bo stan hodowli powiększył się przecież w międzyczasie o jeszcze jedno rude futro.

Otóż to. Miałam wrażenie, że to nie był krok w tył, ale w dół. Że nastąpił krach.
Że chciałabym zacząć jeszcze raz, bo gdzieś bardzo się wszyscy zaplątaliśmy i zaciskaliśmy te supły sobie nawzajem w miejscach strategicznych dla dopływu świeżej  krwi. Em mający pretensje do wszystkich wokół, kompletnie rozbity Wielki Brat, ja balansująca na krawędziach - miedzy bólem, że cierpi bliska mi osoba, a strachem, że druga równie bliska, zostawi mnie na pastwę losu. Domowy trójkąt bermudzki. Każdy z nich ruszył w swoją stronę. M. szczęśliwie do nowej pracy i "starej" dziewczyny w stolicy, Em chyba w nieznane, poki co. Z pastwą losu jakoś muszę sobie dać radę. Np. w hipermarkecie budowlanym albo w mediamarkcie w dziale skomplikowanych ładowarek gps.

Tak się zaaferowałam tym kroczeniem do przodu, że zmieniłam firanki, zaczęłam wynosić makulaturę, przesadzać kwiatki, itp, jakbym wiła sobie swoje nowe gniazdo, jakbym znaczyła teren. Na nowo, na lepiej, na moją własną modłę.


wtorek, 17 lipca 2012

Znikła w deszczu

Dobrych wrażeń z wyjazdu na bluesa w Suwałkach jest bez liku.

Choć są też wnioski, że bronią kobiety nie jest już seksapil, lecz asertywność i stanowcza uprzejmość. Mimo, że wydawało nam się, że nasze zmoknięte grzywki są skuteczną metodą odstraszania zawianych adoratorów - nie do końca tak było. Dwie dziewczyny i największy radziecki namiot na kempingu, to dla niektórych oczywisty i zachęcający komunikat.

Ale wracając do pozytywów, dzięki przyjaciółce E., pewnemu perkusiście, który uśmiechem zahaczał o mnie kilkanaście razy w Rozmarino i potężnej dawce muzycznej energii, to był bardzo udany weekend. Tylko muszę odrobić lekcje z historii polskiego bluesa, bo chyba trochę późno odkrywam takie perełki jak "Oślepił mnie deszcz" Breakoutu.

Wczepiam się każdą komórką w te miłe sygnały i ładuję baterie.
Dziękuję i proszę o jeszcze.

Nie wiem czy wiedziała że, gdy do niej śmieje się
Nagle mnie oślepił deszcz . . . i ją ukrył gdzieś
Znikła gdzieś w deszczu

środa, 11 lipca 2012

anioły mode on

Liryczny solowy Rogucki pasuje mi do tonacji. Aż szkoda, że gitara wciąż na haku.



Aniołowie piją wino by nie wzdychać, tyle trosk
Zniosą wszystko nawet kiedy nie chcesz wierzyć, że tu są 



[Rogucki, 95-2003, Anioły]

poniedziałek, 9 lipca 2012

W wielki mieście niebo jasne

 Jak jasna cholera brakuje czasem takiej iskry, która odpali mi motorek w głowie i ,
za przeproszeniem, w dupie też. Kiedy taki impuls pojawia się w ludzkiej postaci, to trudno go zignorować, bo na ludzi akurat jestem wyczulona, ale czasem odczuwam takie pstryknięcia w nos częściej i niekoniecznie z realnego otoczenia.

Myślę, że mój Anioł Stróż rzadko rozstaje się ze słuchawkami i niewykluczone,
że w skrzydłach ma schowaną antenę radiową. Potrzebuję nieezoterycznej książki o aniołach, bo ewidentnie muszę merytorycznie zgłębić temat.


nad głowami anioł leci 
od tej pory
komuś w życiu będzie znacznie lepiej
kto nie poznał tych radości
niech spróbuje
znów pokochać kogoś jeszcze prościej

środa, 4 lipca 2012

looking for the summer

W lipcu niewiele rzeczy mi przeszkadza, bo czerpię z lata garściami, nie tylko dosłownie - porzeczki na babcinej działce. Gałęzie uginają się od owoców, z których zrobi się pyszne, zdradliwie mocne winko. Na Boże Narodzenie wypijam go całkiem sporo, więc ochoczo zbieram, mimo gromów nad głową i duchoty ogólnie panującej. Z innymi okołobabciowymi sprawami różnie bywa, ćwiczę cierpliwość, gniew nawet pokonuję, irytację gaszę, ale nie zawsze się udaje. Ale pracuję nad sobą.

Czerpię też z miejskich i wiejskich rozrywek okolicznosciowych, sama lub w grupie żeńskiej, która na szczęście też ochoczo uczestniczy. Lato to jest jednak to co lubię najbardziej. W Arsenale wystawa Shany Moulton, w amfiteatrze chór na festiwalu Vidovdan taki, że ciarki miałam jeszcze długo w nocy, kino plenerowe z muzyką na żywo, a za tydzień blues w Suwałkach, na który wybieramy się z moją drogą E. Mam nadzieję, że pogoda się ustatkuje, choć nie narzekam na upały, to wolałabym nie zostać porwana jak Dorotka z "Czarnoksiężnika z krainy Oz" z jakimś tornadem, zaplątana w tropik od namiotu.

Ot, niby dzień za dniem, ale nareszcie wypełnione jakimiś jasnymi promykami.