wtorek, 27 listopada 2012

Mindfullness

Szkoda, że głębsze refleksje zwykle muszą być wynikiem wkurwu. Efekt uboczny w postaci posprzątanego na wkurwie mieszkania jest akurat pozytywny. Ale już czytam Santorskiego, oglądam buddystów, odpalam białą świecę i wracam do równowagi. Przypominam sobie, że nastawienie „jestem tu i teraz” jest dla mnie najlepsze z możliwych. Przecież tyle razy już to sprawdziłam.

niedziela, 25 listopada 2012

truth

Chciałabym uwierzyć, że to prawda.  W sensie, że jest w tym sens. Kochana E., bezlitosna logika mojej przyjaciółki mówi: Nie lękaj się, ale nie rób sobie nadziei. Wczoraj przebluesowałyśmy wieczór, odganiając facetów, którzy prawdopodobnie chodzili już do gimnazjum. Wczoraj przyznałam przed kimś innym, niż tylko przed sobą, że cała ta sytuacja znaczy coś więcej. I poczułam, dzięki Ci kochana E., że mam do tego prawo.

Nie mogę się uwolnić od "Try", a Pink naprawdę tańczy. 



sobota, 24 listopada 2012

Wielki Błękit

No to zanurzam się w lazurowych falach spojrzeń, rzucam się w poduszki wszechmocnych ramion, daję się unosić pod sufit (dosłownie, słowo honoru, facet potrafi mnie tak podnieść) by za chwilę zgięta wpół doświadczać rozkoszy tak jak lubię, gdy on mocno trzyma mnie w pasie i za biodra. 



She's turning blue
While I just sit and stare at you

poniedziałek, 19 listopada 2012

Wiera, Nadieżda, Lubow

Gdy mam być tą, która tchnie wiarę i podniesie na duchu, czuję się jak w scenie z „Desperado” 

 
Trzymam za rękę mojego Stróża i nic mnie nie powstrzyma.

wtorek, 13 listopada 2012

Where there is a flame someone’s bound to get burned


Funny how the heart can be deceiving
More than just a couple times
Why do we fall in love so easy?
Even when it’s not right

Where there is desire there is gonna be a flame

Where there is a flame someone’s bound to get burned
But just because it burns doesn’t mean you’re gonna die
You gotta get up and try, try, try

............

niedziela, 11 listopada 2012

na damskie rozterki

niezawodna jest Kayah:

Pytasz skąd wiem?
Śpiewałam przecież, że
jestem kamieniem
lecz kiedyś się zmienię
choć teraz jestem
jak skała samotna
na życia pustyni tkwię
bo kochania już kropla dzisiaj nie drąży mnie
Jak skała samotna...


 Niedziela, 9.30, marcepanowa kawa, czekoladowe ciacho z wiśniami w alkoholu, siła i ciepło męskich ramion. Niedosyt, nieopanowanie, nie ogarniam, bo oczywiście są komplikacje.

P.S. Po dobie rozterek:

Lekcja z nawiązywania relacji damsko – męskich zaliczona. Odrabiam jeszcze w głowie pracę domową i pewnie czas pokaże, czy nauka z tego będzie wartościowa.

Zastanawiam się, po co to wszystko? Jako, że ogólnie jestem przekonana, że to co nas spotyka zwykle nie dzieje się bez przyczyny, to parę wniosków wyciągnęłam, ale wciąż czuję w tej kwestii pewien niedosyt. Ktoś potrzebuje kobiecego ciepła, a ktoś męskiej siły
(i nie mówię tu o tych fajnych bicepsach...) i to powinno być proste. A tu niespodzianka – nie jest.

czwartek, 8 listopada 2012

testosteron

Ma lodowate, jasne niebieskie tęczówki. Zdolność obserwacji, lubi działać i okazuje taką męską opiekuńczość, prosto z trzewi. Jak mówi stanowczo: „Mała, masz jak najszybciej wymienić tylną lewą żarówkę i jeździć bezpiecznie”, to robię się potulna i jadę do serwisu, choć normalnie odwlekałabym to, ze zwykłego lenistwa. Tak ma i już. Umie zreperować samochód i trenuje sztukę walki. Biceps zaś, ma jak stąd do Warszawy.
Bystry, z poczuciem humoru, co zresztą zwykle idzie w parze. Jutro się spotkamy.

Śmieję się do Małej M., że zaproszenie na randkę wywołuje u mnie raczej głupawkę, niż ekscytację. Ustaliłyśmy na przykład, że powinnam się ubrać tak, żeby wiedział że mam niezły biust, ale żeby wcale go w rzeczywistości nie widział. Moje zawoalowane cycki, w odpowiedzi na jego mięśnie widoczne nawet pod kurtką.

Nie słucha Trójki i raczej nie czyta Stasiuka. A tak mnie do niego coś przyciąga. I to się nie skończy bezboleśnie, choć jeszcze nie wiem dla kogo bardziej.

Everybody stands, as she goes by
Cause they can see the flame that's in her eyes
Watch her when she's lighting up the night
Nobody knows that she's a lonely girl
And it's a lonely world
But she gon' let it burn,....




sobota, 3 listopada 2012

c'est la vie

Wiatr i wilgoć psują mi grzywkę, zaciskam więc pasek od puchowej kurtki, żeby nadrobić look wąską talią. Takie babskie zmagania z zimo-jesienią. W miejscu, gdzie zmieniają mi opony na zimowe, czuję stuprocentowy testosteron i wdycham go nosem, wypuszczam ustami. Od razu prostują mi się plecy, wciągam brzuch, otwieram szerzej oczy. Adr wciąż w delegacji, ale esemesy i wyobraźnia utrwalają gotowość na te zagrywki z Marsa.

Zaduszki przyprawiają o łzawe mruganie, ale przyklejają też uśmiech szeroki i mimowolny, nawet gdy już jestem sama ze sobą w tych metrach kwadratowych. Bo uwielbiam spotkania z moimi przyjaciółkami, picie wina szeptem, bo mała córa Małej M. śpi, a następnego dnia picie wina na całe gardło, bo oglądamy u mnie „Magic Mike'a” - film o striptizerach.

Oglądam kocert w tv u Babci, „Życia mała garść”, wzruszam się niemożliwie, bo tak krótko, tak „mało”byłam z moimi rodzicami. Zaciskam tę garść i unoszę kąciki ust. Bo lubili się śmiać, bo lubili spędzać czas z roześmianymi ludźmi, tak jak ja.