piątek, 27 września 2013

every smile you fake

Rosół Crazy M. z domowym makaronem. Ulepiona w nowej kuchni dobra pizza. Mała Zośka właśnie skończyła dwa miesiące i jest jest przesłodka. Kręci głową ku czarno-biało-czerwonym obrazkom w książeczce, ślini mi ramię i jest podobna do ojca Magika. Dużo mówię o tym, nad czym pracuję. O tym, jak nad sobą pracuję. Jestem bowiem z przyjaciółmi. Ciepło no.

Za moment pokażę im R. Jest w tym jakaś obawa, bo trzeba zetknąć ze sobą stare i nowe, i oba ważne. Choć widzę, jak na samą wieść o tym, otoczenie reaguje uśmiechem i ulgą jakąś, że oto ja też być może wreszcie odnalazłam swój przystanek. Oby na długo, oby, R. nie ma co do tego wątpliwości. Ja głośno tego nie stwierdzam, ale w zaciszu czterech ścian snuję plany tak konkretne, jak romantyczne. Trochę mi z tym głupio, a trochę zajebiście.

środa, 25 września 2013

Slajdy jesienne

Litewski Bałtyk jest szaro-złoty. Huczy, wieje, chłoszcze zimnymi kroplami. Oszałamiający.

Oczy mu się śmieją bez przerwy. Gubimy numer do apartamentu, w którym mamy nocować, a pora już późna. Oczy mu się nadal śmieją, ale są skupione, uważne. Wszystko jest dobrze, spokojnie, w tempie. Bezpiecznie.

R. wreszcie mówi mi o przeszłości. Nieco się odwzajemniam. Znów wspólne wrażenia.

środa, 18 września 2013

I can stand up and face the world

No to jestem w związku. W związku z tym mam na przykład męską kosmetyczkę na pralce. Poznaję jego mamę, siostry i psa – niedźwiedzia. Poznaję jego dłonie, a one mnie.
Spokojnieję.

(haha, a z tyłu głowy – co i gdzie piźnie, skoro jest tak dobrze?).

Byłam na bluesowym koncercie ulubionego trio z Krakowa. I tak, mogę powiedzieć, że „love keeps lifting me higher”. Znów kołyszę biodrami, mam proste plecy i kuloodporną kamizelkę na życiowe zawirowania. Jakkolwiek naiwnie by to nie brzmiało, tu i teraz jest dobrze.

'So keep it up, quench my desire
And I'll be at your side forevermore'

13.09.13

Patrzę w oczy Pani P. i widzę jak się śmieje. W oczach jej widzę, bo na zewnątrz profesjonalnie ledwie daje temu znak. Oto jestem zadowolona. To tak na początek. I mam wrażenie, że ją też to raduje. Ale jak zawsze, początkowa deklaracja w trakcie rozmowy zmienia zabarwienie, przecież się tego spodziewałam, ale ogólnie – mam wrażenie, że obie nas cieszy dobra perspektywa no. Tysiąc trafnych pytań. Dziś jakby bardziej bezpośrednio.

Tak, tłumaczę się przed nią, a tak naprawdę przed sobą. Tak, lękam się. Tak, nie wiem skąd to czarnowidztwo. Skąd te wewnętrzne zmagania. Mówię, że chciałabym mniej się zastanawiać i być chciwa. Nie mieć problemu z tym, że tak dużo dostaję, podczas gdy zwykle to ja dawałam.

Slajdy z tej klaty do przytulania, z całowania w jeziorze, z oczu, gdy zalewa mnie rozkoszą.

Tak na poważnie o tym myślę. Przypadkiem ktoś nas ze sobą złączył. 
Nie przypadkiem pasujemy.
 
'Cause in my life
Things are built on
Constant surprises
Coming my way
Some call it coincidence
But I like to call it fate'

[Litlle Dragon, Constance suprise]

poniedziałek, 2 września 2013

Kto jak nie my

Trafiłam na artystę, który wie co to miłosny akt. Dzieło sztuki, sztuka kochania. Resztę niech osnuje tajemnica alkowy.

W sobotę, wedle zaleceń „kelnera” z oczami jak węgielki, prawą ręką podnoszę do ust tatarskie kołduny, popijam rosołem z indyka i jestem w kulinarnym niebie.Dobę później pływam, a fale ulubionego Płaskiego, ciepłego jak herbata, choć powietrze na zewnątrz dużo zimniejsze, zapierają dech. Ostatnie dni lata, nie mogły być lepsze.

R. dba o mnie na każdym kroku. Przynosi kwiaty. Interesuje się. Wyprzedza życzenia. Ale to jest margines wrażeń. Bo największe odnoszę, gdy prasuję białą bluzkę do pracy w poniedziałkowy poranek i zaskakuje mnie to, że budzi się we mnie jakaś tkliwość, gdy patrzę jak pije kawę na kanapie. I to jest novum.

Mówi mi, gdy już jest setki km stąd, że skoro jeden plan tak doskonale zrealizowaliśmy, to kolejne są tylko kwestią czasu. „All we need is just a little patience”.

No bo kto.