Wiatr i wilgoć psują mi grzywkę,
zaciskam więc pasek od puchowej kurtki, żeby nadrobić look wąską
talią. Takie babskie zmagania z zimo-jesienią. W miejscu, gdzie
zmieniają mi opony na zimowe, czuję stuprocentowy testosteron i
wdycham go nosem, wypuszczam ustami. Od razu prostują mi się plecy,
wciągam brzuch, otwieram szerzej oczy. Adr wciąż w delegacji, ale
esemesy i wyobraźnia utrwalają gotowość na te zagrywki z Marsa.
Zaduszki przyprawiają o łzawe
mruganie, ale przyklejają też uśmiech szeroki i mimowolny, nawet
gdy już jestem sama ze sobą w tych metrach kwadratowych. Bo
uwielbiam spotkania z moimi przyjaciółkami, picie wina szeptem, bo
mała córa Małej M. śpi, a następnego dnia picie wina na całe
gardło, bo oglądamy u mnie „Magic Mike'a” - film o
striptizerach.
Oglądam kocert w tv u Babci, „Życia
mała garść”, wzruszam się niemożliwie, bo tak krótko, tak
„mało”byłam z moimi rodzicami. Zaciskam tę garść i unoszę
kąciki ust. Bo lubili się śmiać, bo lubili spędzać czas z
roześmianymi ludźmi, tak jak ja.