10 rano, snuję się w szlafroku z
oczami zalepionymi przydługim snem, telefon. Wiem, że zaraz w
pośpiechu będę brała prysznic, pakowała stos ciuchów
do szafy (ch...a pani domu ;) i tańczyła na palcach w kuchni, żeby
zdążyć zjeść śniadanie. Bez pudła.
Bezbłędnie od początku fizycznie
jesteśmy jak puzzle. Siła, ciepło, wzrok, temperament. Ruchy,
dłonie, uścisk, humor. Oczy, ramiona, pośladki. Gadanie. Wzajemny
pociąg, w każdym geście.
Po południu zamykam za nim drzwi. Nie
wiem, czy myśli mam tysiąc czy jedną.