Nigdy nie lubiłam styczni. Styczniów
może. Pierwszych miesięcy roku, w każdym bądź razie. Jakieś
postanowienia noworoczne, których nie chce mi się robić, a jakoś
czuję, że coś powinnam w tzw. życiu no. Zimno, panie, i samochodu
nie chce się sprzątać w tych warunkach.
Korpo rzeczywistość też jakaś
przymusowa. O sto razy bardziej wolę szukać materiałów do
referatów, których nigdy nie wygłoszę, a wyobrażam sobie, że
robię to koncertowo.
Mam zły wynik TSH i focha za tę pieprzoną
odległość. I co? I zjawia się królewicz, uśmiechnięty, choć
zapracowany i budzi mnie najcieplejszym z uścisków. Chcę to
codziennie.
Cukier: