Po niedzielnym długim marszu wzdłuż
starorzecza i przez las, mam łydki tak ścięte przez małe wredne
insekty, że teraz muszę kroczyć przez ten miejski upał odziana w zwiewne
długie suknie lub spodnie.
Ale ja lubię upał i lubię rozlewiska
rzek, zwłaszcza w uśmiechniętym, interesującym towarzystwie
kogoś, komu sięgam pod ramię. Bo to jakiś gabarytowo dobry układ
jest.
Przyjeżdża, dzwoni, angażuje się
chyba? I znów przyjedzie, a ja kombinuję,
gdzie by tu na spacer z R.
gdzie by tu na spacer z R.