W ostatniej chwili zaliczone najlepsze
jezioro i najsmaczniejsza smażona ryba. Bo lato się kończy
przecież. Widać i czuć w zimnych nocach. Ale skóra jeszcze
złapała kolejny odcień brązu, głowa odpoczęła w śmiechu z
czterech damskich gardeł, no i chyba jeszcze ten spokój, gdy myślę
o następnym miesiącu. I kolejnych, niech się przyznam. Bo jest
ktoś, kto kto ma zamiar się w mojej jesieni umościć, poczynając
od ostatniego sierpniowego weekendu, gdy będę go miała na całe
dwa dni.
Uwielbiam moje przyjaciółki,
uwielbiam smakowanie wina na karimacie, scrabble z hasałami „naga”
i „napalona” oraz „wódko”, zakwasy po morderczych
rozgrywkach w badmintona na polanie. Mam szczęście.
Lubie też myśl, że w ogóle spotykam
ludzi, którzy pojawiają się w moim życiu po coś, są wartościowi
i mam nadzieję, że działa to też w drugą stronę. Krótka
rozmowa przez telefon z Adr'em, wiem, że facet zjawił się
znienacka (jeszcze trochę i minie rok) i pokazał mi jaką kobietą
jestem. Może nawet trochę postawił mnie na nogi. Mam szczęście,
mimo wszystko.
A dziś lekko przeziębiona, na
antybiotyku po kleszczu, zmęczona spaniem w namiocie i tak mam
szczęście, bo czekam na wieczorną konwersację zagraniczną, póki
co.
I mam wrażenie, że jednak jeszcze trochę tego lata przede mną.
I mam wrażenie, że jednak jeszcze trochę tego lata przede mną.