Dużo dzieje się w mojej głowie,
mało na zewnątrz. Izolacja wspierana zimą, śniegiem, ograniczoną
ruchliwością i wymówkami od grypy, zimna, kasy. To czego nie
robię, bo mi się nie chce, czasami objawia się dosadnie jako właśnie
niezrobione - znienacka - i przyprawia o wyrzuty sumienia. Chwilę
później dziękuję Skrzydlatemu, że czuwa, ale podskórnie dziwię
się, ile to ja mam, mimo wszystko, szczęścia w tym moim byciu.
O krok od zerwania spotkań z Panią P.
, a ta uświadamia mi kilkoma celnymi pytaniami, że to tylko próba
ucieczki. Uciekam od spotkań, od prawdziwych ruchów, od decyzji,
które świadczyłyby, że nie czekam na mannę z nieba.
Brak mi motywacji. Samotność, jak śpiewał Rysiu,
to przecież trwoga.
I drive on her streets 'cause she's my companion
I walk through her hills 'cause she knows who I am
She sees my good deeds and she kisses me windy
I never worry,now that is a lie
I walk through her hills 'cause she knows who I am
She sees my good deeds and she kisses me windy
I never worry,now that is a lie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz