Boli, no boli. Ale przecież miało
boleć. Ściska za gardło, dusi w piersiach. To nie żal, raczej
głęboki smutek i niezgoda, która mi się wyrywa, choć blokuję ją
wszelkimi chwytami. Przecież jestem silna.
Gdy pierwszy raz mieliśmy okazję
spędzić ze sobą dobrych parę godzin powiedziałam mu dużo
istotnych i prawdziwych rzeczy o sobie. Tak prawdziwych, że jak
teraz do tego wracam jestem zaskoczona swoją otwartością i tego
jak bardzo w tej rozmowie trafiałam we własne sedno, choć była to
spontaniczna wymiana zdań. Ale to przez te lodowate niebieskie.
Przecież od razu zobaczyłam w tych oczach fajną duszę.
Powiedziałam m.in., że facet z którym
chciałabym być musi być mądrzejszy i silniejszy ode mnie. Tylko
taki mnie zrozumie, okiełzna, zaspokoi, właśnie taki dostanie
wszystko co najlepsze, bo będzie mi imponował. Adr taki jest. Weekendowa decyzja jest tego
dowodem. Taki jest, ale już nie mój.
Mimo, że za jakiś czas wyjdę z tego
bardziej świadoma siebie, lżejsza o kilka kompleksów, znów
lubiąca swoją kobiecość... Łatwiej nie będzie, bo mi poprzeczka
powędrowała w górę. Ale zasad trzeba się trzymać. Np. takiej,
że wysoka jakość nie potrzebuje poświęceń.
Ps. No jasne, że po babsku i łzawo. A bo co.
....fantastyczna
OdpowiedzUsuńp.s tęsknota
A ja dalej nic nie rozumiem z soul warmera.
OdpowiedzUsuń