Tydzień urlopu zaczynam
poniedziałkiem, jakżeby inaczej, ale takim, po którym i tak czuję
się jak po pracy. Nerw jaki mnie dziś nosił, wynikał z tego że
to nie był poniedziałek urlopu dla mnie, tylko klasyczny poświęcony.
Jutro jeszcze kilka sprawek i ruszam ku
rodzinie stolicznej, a jeszcze trochę i wracam ku jezioru
podaugustowskiemu. W pierwszej wyprawie atrakcją będzie dziecko
rodzinne i wanna, w drugiej zaś te moje baby ukochane pod namiotem.
Wciąż jeszcze urlop solo, bo
absztyfikant ciągle zagraniczny, acz snuje plany. Moja perspektywa,
co prawda sięga zaledwie dzisiejszego wieczoru, gdy tradycyjnie
zamruczy basem do słuchawki, ale o jego przyszłości lubię
słuchać. Uwzględnia mnie w niej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz