A powroty są trudniejsze niż
rozstania. Najpierw patrzę mu w oczy piwne, jasne i gorzkie jak
pilsner i mówię, jak mi źle. Bo wyszło mu naprawdę źle. Tak
źle, że już mi się nie chce planować, ani chwilowych atrakcji,
ani życiowych kamieni milowych.
Potem jedziemy na rolki. Bociany
ślizgają się po deszczowym niebie, my po asfalcie, a moja mina
coraz mniej zachmurzona, bo do diaska czuję przyjemność. Napęd na
miłość, za szybko, mam świetne kółka, ale trudno utrzymać równowagę, ćwiczę te ruchy, płynnie
ma być jego mać, ma być pochylenie do przodu i swoboda, a
najlepiej jazda bez myślenia.
Ale jedna noga mi się ciągle
wykrzywia, hamować nie umiem, nie mówiąc o zawracaniu. A ten
bezczelnie wozi te swoje dwa metry z gracją baletnicy i szybkością
Bródki. I jeszcze mi się w tym podoba cholernie. Bo lubię facetów
zgrabnych i sprawnych w ruchu. Ojjj lubię.
No to znów patrzę w piwne i
rozmawiamy. Nie pokłóciliśmy się nawet. Szczerość w szczegółach
wylewa się jak piana z kufla. Really? Znowu ja w serialu
brazylijskim??
Nie wiem. Chyba chcę żeby się
wprowadził, tylko po to żeby się przekonać. jaka jest prawda. Ile
w tych rolkach tęsknoty za frajdą i wolnością, a ile zadowolenia
z ćwiczeń, po to by mieć autentyczną satysfakcję.
To decyzja z serii, zobaczymy wóz
albo przewóz. Jestem gotowa na kaca i zakwasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz