Kilka dni przed zmianą daty myślę
sobie, że nie chcę podsumowywać 2012. To co się „ostatnio”
działo miało swój początek jeszcze w poprzednim roku i mam
wrażenie, że moje koło fortuny wciąż jeszcze nie skończyło
tego obrotu...
Tyyyle się zmieniło. I pisząc w
ostatniej notce grudnia, rok temu, że nie można bać się „nowego”
i że nigdy nie jesteśmy sami, nie wiedziałam co mnie czeka, ale
miałam rację. Obok całego syfu rozstań, chorób, finansowych
dołów, zawsze było coś lub ktoś, kto sprawiał, że broda
wędrowała do góry, a kąciki ust unosiły się. A łzy często
wywoływało wzruszenie, a nie ból. Dziś dodam do tego życzenie,
żebyśmy z cierpliwością i ufnością pracowali na każdy kolejny
dzień, na każdą relację, na kolejne marzenia. Bo dobro to
bumerang, który trzeba umieć złapać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz