poniedziałek, 23 grudnia 2013

blues for christmas

Próbuję sobie przypomnieć ten rok, ale zaczął się 25 lipca.
Około 20.00 pierwszy raz zobaczyłam jego UŚMIECH.

Dlatego na te Święta życzę Państwu wielkiej miłości, wiary, że warto czekać i że trzeba wierzyć, choćby w najstarsze marzenia, życzę ciepła i bliskości. Żeby Nowy Rok przyniósł wiele dobra i był pod znakiem Anioła Stróża. Ten zaprawdę wiele może ;)


czwartek, 12 grudnia 2013

Oddałbym za to prócz Ciebie wszystko

Codzienność, rytm dwutygodniowy, on przyjeżdża do mnie, albo ja jadę do niego, idziemy do restauracji lub ja spełniam się przy garach, wznosząc się na wyżyny smaków.
Oglądamy mecz, film lub lądujemy w łóżku. Gadamy przy winie, albo przez telefon.

Miały być pierwsze święta z jego rodziną, wieeelką rodziną, goście, tradycje, ileś tam dni „tam”, non stop wieeelkie Boże Narodzenie.

Aż tu nagle, wtem!

Organizuję 10-dniową nieobecność. Transport kotów, przeloty, pakowanie. A najbardziej muszę zorganizować stan umysłu. C'est la vie. Prawie się cieszę, ale za często mam kiepskie sny.

Zamykam oczy i widzę cię lepiej niż
Ktokolwiek, kiedykolwiek widział cię

[Pablopavo, Dancingowa Piosenka Miłosna]

wtorek, 5 listopada 2013

Wichrowe wzgórza

Ostatnio było o weekendzie w czerwonych szpilkach. Tym razem, dla równowagi,
o kaloszach. Bo ja mam fajne kalosze, kolorowe, nietypowe. On ma fajnego psa, jak wilka, tylko wielkiego, jak niedźwiedź.

Ale zanim.

Gdy byłam małą dziewczynką chciałam wyjść za mąż za leśniczego. Gdy byłam większa, w ogóle o zamęściu nie myślałam i to dość długo. Potem wspominałam tu i tam, że ja to najchętniej do drewnianej chałupy pod lasem, z dużym piecem i dużym stołem dla przyjaciół – gości. I drzwi też będą duże drewniane, a okno duże z widokiem na dzikość. Otóż jestem w przyszłości. Już bardziej dorosła nie będę. I nagle wiem, że mam to czego chcę, mam kogo chcę. 

On wie jak się sadzi graby i dęby, pokazuje, gdzie w jego lesie urzędują bobry, wykład cały robi, jak trzeba palić w kominku i do tego intuicyjnie wie, jak mnie trzymać za biodra w uniesieniach. I jeszcze tłumaczy, że amg to właśnie to auto, w którym powinnam jeździć.

No to w tych kaloszach idziemy przez łąki i pola, kroki sadzimy duże, bo nogi mamy długie ( i zgrabne oczywiście ;). Szczypiemy się w pośladki. Głaszczemy psa (na melodię „4 pancerni...). Słońce zachodzi i jak mówi Babcia, „szara godzina” nastaje. Ta godzina, w której Prababcia ucinała drzemkę, zanim w listopadowe wieczory zaczynała czesać len.

A ja mam kilka myśli, oddzielonych soczystymi „brzydkimi” słowami. Ja se to (…...) wymyśliłam wszystko. A to dzieje się.

środa, 30 października 2013

jeśli możesz, to co czujesz, teraz podziel na pół

Ostatnie dni mają hektyczne tempo. Dzielę godziny, urywam je z czasu, który jeszcze powinnam spędzić w pracy, ale pędzę przygotować siebie i okoliczności domowe na spotkanie z R, szarpię chwile na swoje konieczności i przyjemności, obdzwaniam bliskich, którzy na to czekają.

Do tego ostatnie dni są mocno wyjazdowe, ale udaje się zobaczyć Jasną Górę, bo przecież nigdy nie byłam. Tłum, tłum, ale dokoła ludzi, te majestatyczne mury bronią ducha tego miejsca, więc nie byłam rozczarowana.

Jedziemy więc dalej, korporacyjne spotkania na drugim końcu Polski. Okoliczności przyrodnicze, relacje międzyludzkie, rozrywki integracyjne też podtrzymują dobre wrażenia,
i to wszystko jest ponad znudzenie i firmowe złośliwości.

Mam takie czerwone lakierowane szpilki. Polecam, są jak fetysz. Męski wzrok wślizguje się po nich od punktu, w którym cieniutki obcas dotyka ziemi, po linii bioder, biustu i dalej po szyi trafia w moje oczy. Jeśli nie odwrócę wzroku, trafiony – zatopiony.

Uwielbiam poznawać ludzi z takim samym, ale to identycznym poczuciem humoru. Mam więc nowego kolegę, gdy dowcipkujemy, sypią się iskry, aż świadkowie otwierają szeroko oczy. Co prawda, przez te czerwone szpilki musieliśmy ustalić granice, co jest żartem, a co już nie niewinnym flirtem, ale uwielbiam takie spotkania.

Jestem potwornie zmęczona. I niestety, najbliższy weekend raczej nie pozwoli mi wziąć oddechu. Muszę sprostać obecnością kilku osobom, które chcą w tym czasie ze mną być. A że na wszystkich mi zależy - nie ma opcji wyboru. Ale już kolejny.... proszę, niechże mam możliwość zniknąć w dziczy, w puszczy, w oparach wina, drewnianej sauny, z żubrami za płotem...
 
Pan pożarom i pani burz
Twoje oczy mi mówią, że tak dawno już poszybowały do słońca

Ładuję bombę w serce, mocniej bije
I czekam aż odpalisz lont
Chcę się zapomnieć - wiem, to mnie zabije
Nie czekaj aż zrozumiesz to...
[Jamal, Bomba, z doskonałej płyty "Miłość"]

poniedziałek, 14 października 2013

And we all seem to need the help

Older chests reveal themselves
Like a crack in a wall
Starting small, and grow in time
And we all seem to need the help
Of someone else
To mend that shelf
of too many books
Read me your favourite line...

 
Tak sobie dozuję i planuję to szczęście w parze. Zapobiegawczo, nawet nieufnie, obserwując, próbując, ważąc. A jednocześnie chowam się w Nim po czubek grzywki, z największą szczerą chęcią, jak w dobrze znane ciepłe łóżko. Nawet, co baaaardzo rzadko się dzieje, zdarzyło mi się zasnąć w środku dnia ułożona na „powierzchni przytulnej”, która mi bardzo gabarytowo odpowiada. R. jest jak bezpieczny cypel, z wyciągniętym ramieniem, żeby zawsze mnie do siebie przygarnąć.

Wiem, że gdybym zaraz wcisnęła zieloną słuchawkę, to za pół godziny mogłabym się przykleić całą sobą na jego niemal dwóch metrach ciepła. Ale jeszcze nie chcę go wciągać w to bagienko, które dziś się rozlało. Nie chcę powtórki z przeszłości.

Smutno, bo znów trzeba ratować bliską osobę z kłopotów, których sama chciała. 
Jak to zrobić, żeby pomóc i w to bez reszty nie wsiąknąć i nikogo nie wciągnąć?

Some things in life may change
And some things they stay the same
Like time, time, there's always time
On my mind
So pass me by, I'll be fine
[Older chests, Damien Rice]

piątek, 27 września 2013

every smile you fake

Rosół Crazy M. z domowym makaronem. Ulepiona w nowej kuchni dobra pizza. Mała Zośka właśnie skończyła dwa miesiące i jest jest przesłodka. Kręci głową ku czarno-biało-czerwonym obrazkom w książeczce, ślini mi ramię i jest podobna do ojca Magika. Dużo mówię o tym, nad czym pracuję. O tym, jak nad sobą pracuję. Jestem bowiem z przyjaciółmi. Ciepło no.

Za moment pokażę im R. Jest w tym jakaś obawa, bo trzeba zetknąć ze sobą stare i nowe, i oba ważne. Choć widzę, jak na samą wieść o tym, otoczenie reaguje uśmiechem i ulgą jakąś, że oto ja też być może wreszcie odnalazłam swój przystanek. Oby na długo, oby, R. nie ma co do tego wątpliwości. Ja głośno tego nie stwierdzam, ale w zaciszu czterech ścian snuję plany tak konkretne, jak romantyczne. Trochę mi z tym głupio, a trochę zajebiście.

środa, 25 września 2013

Slajdy jesienne

Litewski Bałtyk jest szaro-złoty. Huczy, wieje, chłoszcze zimnymi kroplami. Oszałamiający.

Oczy mu się śmieją bez przerwy. Gubimy numer do apartamentu, w którym mamy nocować, a pora już późna. Oczy mu się nadal śmieją, ale są skupione, uważne. Wszystko jest dobrze, spokojnie, w tempie. Bezpiecznie.

R. wreszcie mówi mi o przeszłości. Nieco się odwzajemniam. Znów wspólne wrażenia.

środa, 18 września 2013

I can stand up and face the world

No to jestem w związku. W związku z tym mam na przykład męską kosmetyczkę na pralce. Poznaję jego mamę, siostry i psa – niedźwiedzia. Poznaję jego dłonie, a one mnie.
Spokojnieję.

(haha, a z tyłu głowy – co i gdzie piźnie, skoro jest tak dobrze?).

Byłam na bluesowym koncercie ulubionego trio z Krakowa. I tak, mogę powiedzieć, że „love keeps lifting me higher”. Znów kołyszę biodrami, mam proste plecy i kuloodporną kamizelkę na życiowe zawirowania. Jakkolwiek naiwnie by to nie brzmiało, tu i teraz jest dobrze.

'So keep it up, quench my desire
And I'll be at your side forevermore'

13.09.13

Patrzę w oczy Pani P. i widzę jak się śmieje. W oczach jej widzę, bo na zewnątrz profesjonalnie ledwie daje temu znak. Oto jestem zadowolona. To tak na początek. I mam wrażenie, że ją też to raduje. Ale jak zawsze, początkowa deklaracja w trakcie rozmowy zmienia zabarwienie, przecież się tego spodziewałam, ale ogólnie – mam wrażenie, że obie nas cieszy dobra perspektywa no. Tysiąc trafnych pytań. Dziś jakby bardziej bezpośrednio.

Tak, tłumaczę się przed nią, a tak naprawdę przed sobą. Tak, lękam się. Tak, nie wiem skąd to czarnowidztwo. Skąd te wewnętrzne zmagania. Mówię, że chciałabym mniej się zastanawiać i być chciwa. Nie mieć problemu z tym, że tak dużo dostaję, podczas gdy zwykle to ja dawałam.

Slajdy z tej klaty do przytulania, z całowania w jeziorze, z oczu, gdy zalewa mnie rozkoszą.

Tak na poważnie o tym myślę. Przypadkiem ktoś nas ze sobą złączył. 
Nie przypadkiem pasujemy.
 
'Cause in my life
Things are built on
Constant surprises
Coming my way
Some call it coincidence
But I like to call it fate'

[Litlle Dragon, Constance suprise]

poniedziałek, 2 września 2013

Kto jak nie my

Trafiłam na artystę, który wie co to miłosny akt. Dzieło sztuki, sztuka kochania. Resztę niech osnuje tajemnica alkowy.

W sobotę, wedle zaleceń „kelnera” z oczami jak węgielki, prawą ręką podnoszę do ust tatarskie kołduny, popijam rosołem z indyka i jestem w kulinarnym niebie.Dobę później pływam, a fale ulubionego Płaskiego, ciepłego jak herbata, choć powietrze na zewnątrz dużo zimniejsze, zapierają dech. Ostatnie dni lata, nie mogły być lepsze.

R. dba o mnie na każdym kroku. Przynosi kwiaty. Interesuje się. Wyprzedza życzenia. Ale to jest margines wrażeń. Bo największe odnoszę, gdy prasuję białą bluzkę do pracy w poniedziałkowy poranek i zaskakuje mnie to, że budzi się we mnie jakaś tkliwość, gdy patrzę jak pije kawę na kanapie. I to jest novum.

Mówi mi, gdy już jest setki km stąd, że skoro jeden plan tak doskonale zrealizowaliśmy, to kolejne są tylko kwestią czasu. „All we need is just a little patience”.

No bo kto.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Do kołyski

Dobranoc, słyszę co wieczór i tak jeszcze 7 dni, do telefonu. Bywam konserwą, zakutą w obawy, w nieprzerobione lęki, w doświadczenia co są ciężką puszką. Ale znalazł się Otwieracz. 

Dawno tyle się nie uśmiechałam. Solo, na kanapie, ze słuchawką ciepłą i w pudrze, albo w międzyczasie mieszam pierwsze w tym sezonie leczo. Zajebiste, z czosnkiem i chilli, wędzonym bekonem.

Ufam w to co mówi, co nie znaczy, że nie boję się, że życie wkroczy z maczetą i powycina te ładne kwiatki. A R. jakby i ugór kompletny mógł uprawiać. Taki zawodnik.

E. mnie zaskakuje wieczorną wiadomością, że Chojnacki bluesa w Trójce gra. I że mimo nostalgicznej pogody, cycki w górę. Rację ma. Nie ma co za dużo myśleć.

Bez znieczulenia
Bez niepotrzebnych niespełnienia
Myśli złych

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Perseidy

Tak się złożyło, że lakier na paznokciach palców u nóg mam lodowaty niebieski.
Tak się też złożyło, że patrzyłam dziś w te oczy, co powodują, że mięknę w okolicach lędźwi, bezwiednie, na zawołanie.

Trudność. Albowiem poligamia mnie nie interesuje. Łatwiej by było, gdyby nowy fatygant był już na wyciągnięcie ręki, tudzież na wciśnięcie klawisza w telefonie, żeby był za godzinę. Co też daje do myślenia, bo do Adr'a nie dzwonię, kiedy tylko zechcę. Nie mogę przecież. Taka sytuacja, jak mawia młodzież.

Na balkonie sierpień pełną gębą. Kociary rozciągnięte całą powierzchnią rudych futer na pcv, łapią ciepło. Ja łapię wzrokiem perseidę i oczywiście myślę życzenie. Żeby, żeby, żeby. Czekam no.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Wróćmy na jeziora

W ostatniej chwili zaliczone najlepsze jezioro i najsmaczniejsza smażona ryba. Bo lato się kończy przecież. Widać i czuć w zimnych nocach. Ale skóra jeszcze złapała kolejny odcień brązu, głowa odpoczęła w śmiechu z czterech damskich gardeł, no i chyba jeszcze ten spokój, gdy myślę o następnym miesiącu. I kolejnych, niech się przyznam. Bo jest ktoś, kto kto ma zamiar się w mojej jesieni umościć, poczynając od ostatniego sierpniowego weekendu, gdy będę go miała na całe dwa dni.

Uwielbiam moje przyjaciółki, uwielbiam smakowanie wina na karimacie, scrabble z hasałami „naga” i „napalona” oraz „wódko”, zakwasy po morderczych rozgrywkach w badmintona na polanie. Mam szczęście.

Lubie też myśl, że w ogóle spotykam ludzi, którzy pojawiają się w moim życiu po coś, są wartościowi i mam nadzieję, że działa to też w drugą stronę. Krótka rozmowa przez telefon z Adr'em, wiem, że facet zjawił się znienacka (jeszcze trochę i minie rok) i pokazał mi jaką kobietą jestem. Może nawet trochę postawił mnie na nogi. Mam szczęście, mimo wszystko.

A dziś lekko przeziębiona, na antybiotyku po kleszczu, zmęczona spaniem w namiocie i tak mam szczęście, bo czekam na wieczorną konwersację zagraniczną, póki co.
I mam wrażenie, że jednak jeszcze trochę tego lata przede mną.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

czas przyszły wakacji

Tydzień urlopu zaczynam poniedziałkiem, jakżeby inaczej, ale takim, po którym i tak czuję się jak po pracy. Nerw jaki mnie dziś nosił, wynikał z tego że to nie był poniedziałek urlopu dla mnie, tylko klasyczny poświęcony.

Jutro jeszcze kilka sprawek i ruszam ku rodzinie stolicznej, a jeszcze trochę i wracam ku jezioru podaugustowskiemu. W pierwszej wyprawie atrakcją będzie dziecko rodzinne i wanna, w drugiej zaś te moje baby ukochane pod namiotem.

Wciąż jeszcze urlop solo, bo absztyfikant ciągle zagraniczny, acz snuje plany. Moja perspektywa, co prawda sięga zaledwie dzisiejszego wieczoru, gdy tradycyjnie zamruczy basem do słuchawki, ale o jego przyszłości lubię słuchać. Uwzględnia mnie w niej.

wtorek, 6 sierpnia 2013

32

Taki sierpień to ja mogę codziennie :)




niedziela, 4 sierpnia 2013

flojdzi o tęsknocie, po pierwszej nutce

Obserwuję liczby wokół znajomości i mam pozytywne wnioski. Siedem dni i siedem przepysznych róż, dwugodzinne połączenia zza zachodniej granicy, jeden kleszcz porandkowy. Bo jakoś tak do lasu i nad rzekę nas ciągnie. Cztery spotkania.

Jestem dobrej myśli. 


poniedziałek, 29 lipca 2013

Komary i amory

Po niedzielnym długim marszu wzdłuż starorzecza i przez las, mam łydki tak ścięte przez małe wredne insekty, że teraz muszę kroczyć przez ten miejski upał odziana w zwiewne długie suknie lub spodnie.

Ale ja lubię upał i lubię rozlewiska rzek, zwłaszcza w uśmiechniętym, interesującym towarzystwie kogoś, komu sięgam pod ramię. Bo to jakiś gabarytowo dobry układ jest.

Przyjeżdża, dzwoni, angażuje się chyba? I znów przyjedzie, a ja kombinuję,
gdzie by tu na spacer z R.

piątek, 26 lipca 2013

R. na zdrowie

Mierzę wysokość obcasów. Niepotrzebnie, jak się okazuje. Jest dwumetrowcem, ale bez wąsów, na przekór Tymańskiemu. Przypomina mi kolegę ze studiów. Takie same uśmiechnięte opowieści i być może tembr głosu. Dobry tembr.

Znajomy znajomej. Marine, stolarz i motocyklista. Połączenie spokoju, uśmiechu i zdecydowania. Jak w lustrze, łącznie z ascendentem. Ale nie znam człowieka przecież. No to się umówił ze mną na wszelki wypadek jeszcze raz, na niedzielę. I dzwonił. I mówił, że zadzwoni. Na humor +10. Na zdrowie.

Blokadki i szufladki w głowie dają znać. Ale ma być ładna pogoda.

czwartek, 18 lipca 2013

People

Jest jednak coś, co się we mnie tli, jak śpiewa Edyta. 
Jakkolwiek by to patetycznie nie brzmiało, tak sobie dziś pomyślałam.

Myślą o mnie, gdy wyjeżdżają z miasta i chcą mnie mieć ze sobą, przysyłają smsy „uśmiechnij się” w porze obiadowej, zaczepiają na fejsie, pisząc dobre rzeczy. Proponują wspólne samobójstwo na obozie sportowym crossfit w ramach urlopu. Sympatyczności. Niektórzy mówią nawet, że jestem Miszel Fajfer i że trzeba oswoić nietoperza, jak Batman.

Ludzie moi. Serce roście. 
 
Dobra myśli, której nie przywabi,
Choć kto ściany drogo ujedwabi,
Nie gardź moim chłodnikiem chruścianym;
A bądź ze mną, z trzeźwym i z pijanym!
[no ba, Pieśń II, Kochanowski J. ]

 
bardzo dziś nostalgicznie i rzewnie, ale kurwa taka jest prawda :)





God knows what is hiding in those weak and drunken hearts
Guess he kissed the girls and made them cry
Those hardfaced queens of misadventure
God knows what is hiding in those weak and sunken eyes
Fiery throng of muted angels

poniedziałek, 15 lipca 2013

Szanta lipcowa

No co. Jezioro, las, gitara, ognisko, nikt nie lał się po pyskach, bo na tychże widać było wyłącznie szerokie uśmiechy. Mokro, padało regularnie, tak, że namiot suszyłam w domu,
a koty miały zabawę.

Nawet jako popularna ciocia całej czeredzie dzieciaków (tak, są ludzie, którzy spokojnie zabierają niespełna roczne dzieci na biwak i te dzieci też są wyluzowane i szczęśliwe) wypoczywałam na łonie mazurskim, w podobozowych żeglarskich okolicznościach.

Jedna tylko chmura mnie zmartwiła. Taka, co mi „każe” trzymać dystans, jakbym się bała, że ktoś się zbliży zanadto, a ja nie ufam. 



czwartek, 11 lipca 2013

And so it is

Im więcej pracy, tym więcej męskich spojrzeń, taka branża.

life goes easy on me
most of the time

Mam taką kieckę-tubę, mocny błękit, jak bandaż owija różnicę między biodrami i talią. Niepotrzebnie o niej zapomniałam, och, dziś już to wiem. Stu stuk stuk sandałkami na obcasach przez parking. Czuję, że całkiem fajny Olsztyniak, który nie dość, że błądził tuż za mną po okolicznych ulicach samochodem, to zblokowałam go autem pod firmą, idzie teraz za mną i wisi mi wzrokiem na wysokości końca suwaka, nisko na plecach. Spędzamy jeszcze ze sobą pół godziny, razem czekając na klienta delikwenta, pijąc kawy różne jak negatyw. Poprawnie sympatyczny, zupełnie jak ja. Aż mam ochotę polecić mu najlepszy podlaski kwas chlebowy, o który pytał. Ale jakoś nie.

and so it is
the shorter story
no love no glory
no hero in His skies

Ale ja, mimo że robię dobre wrażenie, gubię fakty. Nie skręcam tam, gdzie trzeba. Szukam dokumentów, które leżą przed nosem.
Bo.
Nocne esemesy niby bardzo nierealne, a ja czuję ten zacisk wszystkich palców na biodrach. Ulubiony, dopasowany, wytęskniony. Bujam więc w obłokach.

did i say that i loathe you?
did i say that i want to leave it all behind?
i can't take my mind off of you
'til i find somebody new

środa, 3 lipca 2013

show me your boobs

Jest w tym jakaś niesprawiedliwość, że uprawianie sportu przyprawia kobiety o większe koszta niż facetów. Powiedzmy takie bieganie. Trąbią wszem i wobec, że BUTY są najważniejsze. Że muszą amortyzować, być wygodne, po prostu dobre. Najlepsze nawet buty nie zamortyzują dystansu, jaki pokonuje damski biust w trakcie najmniejszej nawet przebieżki. Byłam w szoku, jak można mieć zakwasy na cyckach?

Otóż wracam do bardziej wyczerpujących form aktywności, na obiegowym w moim nowym klubie skacze się ile fabryka dała, robi się pompki z podskokiem, wbiega na oponę od traktora... I tak dalej. Ćwiczenia stacjonarne są w mym mniemaniu li i jedynie po to, by nie wyzionąć ducha i zrównoważyć oddech.

Poszłam więc, nierada ale przekonana o słuszności wyboru, do sklepu po stanik sportowy. 
Nie ma. Nie ma. Nie ma. Jest taki, najnowsza kolekcja (połączenie różu z turkusem i znaczek wygiętego kota), ale raczej nie do biegania... Trafiam wreszcie do niepozornego sklepu dla biegaczy. Uśmiechnięty pan wypytuje o miary, macamy materię, oglądamy regulacje ramiączek, ja mierzę niestrudzona i wspólnie osiągamy sukces.

Stanik leży jak zbroja. Jeśli będzie prognoza na jakieś trzęsienie ziemi (lub prawdopodobną detonację bomby – Zdmuchnięty) na pewno go założę. Pomijam fakt, że od razu czuję się lżejsza. Nie tylko o kasę.

sobota, 29 czerwca 2013

Ta ostatnia sobota

Podsupraska zieleń ładuje energią. Spacer Siłą Rzeczy zamieniam w marsz, aż towarzyszki protestują. Jest nas trzy, plus mała istota w wózku. Poza tym nic się nie zmieniło. Leżę w koniczynie i patrzę jak w sobotę białe smugi przepływają po niebie. Raczej rześko, jak na koniec czerwca. Alkierzowy obiad, kwas chlebowy, gadanie o codziennościach. Jak dobrze być z przyjaciółkami.

Przeglądam strony o crossficie, zgłębiam prawidłowe wykonania burpees, nawet wyciągnęłam uchwyty do pompek. Taka zajawka. Jak mówi młodzież „taka sytuacja”.
A ja się cieszę :)

czwartek, 27 czerwca 2013

I widzę Cię

Miałam dziś napisać o tym, że zaleję tęsknotę własnym potem i uduszę bólem mięśni, bo pierwszy w życiu trening obwodowy wyglądał na taki, który mi w tym bardzo pomoże. Jak jakiś obóz przetrwania, heh, pełna koncentracja od stacji do stacji, ale z kopem radości z wysiłku.

A tu usiadł przede mną mądry facet i jego życie. No i jego temperament. I choć doszłam już do pewnych wniosków w trakcie ostatniego tygodnia, to dziś się w nich tylko utwierdziłam. No jasne, że błysnął lodowatym niebieskim okiem, że musiałam macnąć te ramię wszechmocne, że uwielbiam jak mnie rozśmiesza. Ale chyba sobie poukładałam w łebku to i owo, bez histerii.

Niemniej jednak, jutro wyruszam na kolejny trening. Chcę być niezniszczalna :) 
I spokojna. I mieć fajnego hmm przyjaciela. 

A dziś w radio taki staroć olaboga:




poniedziałek, 24 czerwca 2013

POWER PUMP

Świat się kręci.

5 lat studiowania Baumana coś dla mnie znaczy, a w niedzielę zupełnie przypadkowo trafiam na wiadomości w TP1, gdzie pokazują zbojkotowany wykład. Do tego artykuł w neewsweeku, moje miasto nie jest takie, jakim go widzę lub chcę widzieć. Wielokulturowe, przyjazne, otwarte.

Ludzie z kraju dopytują, nawet dzwonią, a ja niezaangażowana, wiem tyle ile w gazecie napisali, ale przykro mi.

Słońce czerwcowe kochane, między chmurami, duszno. Ale nie narzekam, zmieniam fitness club na bardziej „południowy”, muszę dać sobie wycisk. Wszak endorfiny zrobią mi dobrze, to mam już przećwiczone w tzw. życiu. A Zdmuchnięty pisze mi „napierdalaj”. Najlepsza rada ever. Kto może niech trzyma kciuki.

;)


wtorek, 11 czerwca 2013

i will survive ;)

Ciocia dobra rada z wewnątrz głowy mówi: zajmij się sobą. Jedz 4 x dziennie, ćwicz z Chodakowską, nie pij wina bez okazji towarzyskiej. Nie wpierdalaj się w problemy okolicznych, jakby były twoimi własnymi.

Tak też zrobię. Mimo tego, że były ma nową, a ja trafiam na "dowodowe" zdjęcia najpierw przypadkiem, a potem z premedytacją. Owszem boli, ale nie zazdrość lecz jakieś poczucie obwiniania, że oto się ułożył, a ja nie.

Nie chcę tego, jak boni dydy nie chcę, więc wracam do pierwszego planu z pierwszego akapitu.

czwartek, 6 czerwca 2013

Get Back

Mam chęć postawić zasieki. Odciąć się od... no właśnie. Od przeszłości, tzw. reszty?
Od tego, że to co dostaję teraz, jest konsekwencją tego, co dawałam wcześniej? Albowiem dawałam z serca. Z przekonania. A dziś „nagle” zdaje mi się, że błędnie. Ale zaraz pojawia się myśl, że nie, że taki był czas...

Mam ochotę na radykalne posunięcia, lecz brak odwagi tłumaczę dobrem najbliższych.
Dziś o tym rozmawiałam, gdzie są granice cierpliwości, gdzie jest moment, żeby piznąć wszystko...

Wracam do domu, w planach ma pranie, myślę nad musztardowym sosem do kurczaka, ale jeden sms wyprowadza mnie z równowagi. I wracam do zgubnego schematu, a od poniedziałku myślałam, że jestem od niego... kurwa, no wolna, no.

W głowie przeprowadzam dialogi i te dobre i te trudne.
Rzeczywistość weryfikuje je na bieżąco.

Dobry nastrój, żeby wcisnąć gaz do dechy.


niedziela, 2 czerwca 2013

You&I bloodlines

10 rano, snuję się w szlafroku z oczami zalepionymi przydługim snem, telefon. Wiem, że zaraz w pośpiechu będę brała prysznic, pakowała stos ciuchów do szafy (ch...a pani domu ;) i tańczyła na palcach w kuchni, żeby zdążyć zjeść śniadanie. Bez pudła.

Bezbłędnie od początku fizycznie jesteśmy jak puzzle. Siła, ciepło, wzrok, temperament. Ruchy, dłonie, uścisk, humor. Oczy, ramiona, pośladki. Gadanie. Wzajemny pociąg, w każdym geście.

Po południu zamykam za nim drzwi. Nie wiem, czy myśli mam tysiąc czy jedną.

piątek, 24 maja 2013

Nie przegonię ręką z czoła czarnej chmury

W piątki często chodzę z głową większą niż ja cała, a że mi wzrostu nie brakuje, to czasem czuję się jakbym grzywką zahaczała o sufity. I nie, nie bujam w chmurach, raczej tłukę czołem w rzeczywistość.

Jedna z ważnych rozmów z Panią P., o blokadach, strachach i złościach. Uwielbiam celność jej pytań, po których otwierają mi się szufladki we łbie, choć wrażenie jest takie, jakby to były kamienne wrota, takie jak z jaskiń-labityntów z „Indiany Jonesa” i towarzyszy temu snop oślepiającego złocistego światła, gdy się otwierają. Tadaaam!

Po czymś takim wchodzę do biura i usiłuję uziemić się w korporacyjnych stresach, podejść do nich poważnie, ale cóż kiedy zawieszam się we wspomnieniu wczorajszych ADR'owych ramion przesilnych. 



 
„Te kłamstw oceany
Te niedobre przeczucia
Latające dywany
Nagłe serc ukłucia

Idzie na burzę idzie na deszcz „

czwartek, 2 maja 2013

Tommorow, for sure

Mam takich kolegów, co ogarnięci są, co kochają swoje kobiety i dbają o swoje dzieci. Mam wśród nich takich, których spotykam raz na rok. I dzięki którym wiem, że Nosowska miała rację, że trza czekać na "sowę" choć "wróbli", całkiem niezłych wokół, kręci się wiele. I że wciąż mam ochotę na użycie tej gitary co wisi na haku, a tak ładnie gra, gdy się ją dostroi do majowego weekendu.

I oni też motywują mnie do tego, bym po polsku, od poniedziałku spróbowała nowej formy treningu. M. mówi bowiem, nie lękaj się... Jeśli 15 minut będziesz truchtała,  a potem powłócząc nogami wrócisz do domu... Nie będzie wstydu.



czwartek, 25 kwietnia 2013

Złota kula z diamentami

W życiu współczesnej samotnej kobiety nie brakuje wyzwań. Trzeba na przykład realizować korporacyjny budżet i sprzedawać się firmowej publice, prezentując entuzjastycznie niekoniecznie korzystne tabelki. Nadrabiając energią, tempem i wyprężoną optymistycznie piersią. Na szczęście z fenomenalnym skutkiem.

Trzeba znaleźć takie miejsce parkingowe pod blokiem, żeby sąsiedzi myśleli, „skubana, wcisnęła się tak, że nie rozjeżdża trawnika i nie ryzykuje zarysowaniem lakieru”. Trzeba tachać siaty i udawać, że to świetnie, bo to doskonale rzeźbi ramiona.

Trzeba zdążyć zaplanować urlop tak, żeby umyć okna, rozwiesić wiosenne firany i ugościć nadciągających ze stolicy najbliższych i jeszcze mieć czas tylko na osobiste opalanie bicepsa w ładnych okolicznościach przyrody.

I jeszcze mieć cierpliwość i miłość, żeby czekać. Czekać na siłę, ciepło, humor i zazdrość. No kto by nie chciał? Ja chcę, ale jest to wyzwanie. 


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Mikor nagyon egyedül vagy Lehull hozzád egy kis csillag Hófehér gyöngyök vezessenek Mint jó vándort fehér kövek

Jest taki moment przed podróżą, gdy jeszcze nie wiadomo, jaka będzie, ale wiadomo, że już za chwileczkę, już za momencik. Leżę w łóżku i wiem, że jutro o tej porze będę już tam i teraz, w tej podróży i już będzie wiadomo jaka ona jest, ale cały czas nie do końca.
I to jest uczucie chyba bardziej ekscytujące niż samo podróży odbywanie. Bo jak już jestem na miejscu i chłonę, czerpię, korzystam, to skupiam się na tym TERAZ, a nie na wyczekiwaniu „ o mamo co to będzie”.

Piękny ten Budapeszt, w każdej elewacji nawet bardzo niecentralnych ulic, w każdym parku, gdzie zakupiony w markecie tokaj można przynieść pod pachą i spożyć go pod chmurką. A węgierscy policjanci sprawdzają czy po prostu wszyscy grzecznie piją alkohol. E. jest cudowną towarzyszką zwiedzania, zorganizowaną, niemarudzącą, chętną by zobaczyć jak najwięcej i mam nadzieję, że to początek naszych udanych podróży. Widok ze wzórza Gellerta, wystawa zdjęć Helmuta Nwetona, bardzo turystyczne zdjęcia z popiersiem Beli Lugosi, radio Petofi przy śniadaniach, och jak dobrze będę wspominać ten krótki urlop.

Węgierscy faceci rośli, bezczelni w spojrzeniu i propozycjach, prężący muskuły, z błyskiem w oczach, byli jak te wszystkie turystyczne atrakcje. Miło popatrzeć, doświadczyć jak są inni od polskich. A mi się chciało do Adr'a. Wszędzie dobrze, ale w najmilszych ramionach najlepiej. 


 
'Kiedy jesteś bardzo samotny
Spada do ciebie mała gwiazda
Śnieżnobiałe perły niechże cię prowadzą
Jak dobrego wędrowca białe kamienie"

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Red Hat

Aż tu nagle zaczęło się robić gęsto. Od planów, miejsc, spotkań i wyjazdów. Z lekką taką niepewnością to wszystko, wolno póki co wiruje. Te mniej ekscytujące sprawy odkładam na „pobudapeszcie” choć oczywiście obawiam, się, czy aby mnie to później nie przyciśnie ciężarem.

Tymczasem wykreślam z karteczki rzeczy do spakowania na madziarskie szwendanie z E.

piątek, 5 kwietnia 2013

Pleasures remain So does the pain

Nie wiem czy istnieje coś takiego jak refleksyjny bunt? Jest ciśnienie służbowe z zewnątrz, ale jest i to wewnętrzne. Jedno i drugie to nie nowość. Może dlatego chodzę obok nich jak kot, miękko, ale ostrożnie. Pracuję nad nimi, szkopuł tkwi w tym, że efekty pożądane są natychmiastowo. 

Ostatni weekend też... ze skrajności w skrajność. Oczu błękit miał być z dystansu, a znów wpadłam weń jak w sierpniowe jezioro. Wielkanocna noc pełna śmiechu przyjaciół,
do zapomnienia, a następny poranek z tyloma myślami, że 20 kilometrowy marsz w śniegu był za krótki by je wykończyć.

Są na to sposoby zastępcze. Na przykład montaż zestawu prysznicowego z opcją „deszcz”. Nawet kombinerki nabyłam. Działa. Na przykład białe chilijskie. Działa.


 
Vows are spoken To be broken
Feelings are intense Words are trivial
Pleasures remain So does the pain
Words are meaningless
And forgettable

piątek, 29 marca 2013

Be careful of what you do

Kupiłam baletki. Takie buty na płaskiej podeszwie. Choć w zamyśle miały być szpilki na wiosnę. Baletki co prawda nabijane ćwiekami, odzwierciedlają mój stan emocjonalny.
Ostatnie doświadczenia dowodzą, że okolicznym facetom zwyczajnie brak testosteronu.
Są mili. Spokojni. Cieplutcy tacy. Nie no fajnie. A ja bym chciała temperaturę gejzera. Pasję. Bas w głosie. Dominację nawet.

Ni widu ni słychu. No ale szukam tych szpilek, rozglądam się. Bo dobre treki już mam. 


wtorek, 19 marca 2013

MELT

Nie mogę nie przyłączyć się do chóru narzekań na zimę. Nie mogę, bo przecież głęboko jestem przekonana, że powinnam urodzić się w Argentynie lub Portugalii. Pić wino,
prężyć się w tango, mieć śniade ciało i grzać twarz w słońcu na dobre i złe.

Tymczasem śnieg oprósza tęsknotę, wtrynia mijane pojazdy do rowów, masakruje grzywkę, brudzi zimowe buty. Nic pozytywnego. Ale po pracy energia mnie roznosi,
w kuchni króluje świeży szpinak, a nocami śnią mi się erotyki.
Lekkom rozdwojona w rzeczywistości.

Terapia odzwyczajania się od lodowatych niebieskich skutkuje intensywną praca nad mięśniami. Ot zamiennik. 


poniedziałek, 11 marca 2013

"Żyć nie umierać"

Starość upierdliwa jest, uciążliwa jest, Starość bywa zarozumiała i wszystkowiedząca, zasłaniająca się doświadczeniem i latami przed najmniejszymi krytycznymi uwagami ze świata dokoła. Starość jest niedołężna, wykorzystująca swą niemoc do lenistwa
i usprawiedliwień. Starość bywa nawet wstrętna, odrzuca brzydotą, zaniedbaniem, nieperfumowanym zapachem. Starość budzi złość, swą nieporadnością, niezdarnością, którą trzeba naprawiać, a najlepiej zapobiegać. Starość chce żeby wyprzedzać jej oczekiwania i nie narzekać, bo przecież ta Starość też była wszechmocną młodością, gdy ja byłam takim właśnie niezdarnym dzieckiem. Starość usprawiedliwia się starością i wymaga szacunku, nawet gdy budzi litość.

Starość uczy mnie bezwarunkowej miłości i pokory. Lekcja tak cenna jak trudna.

Wierzyć, że można zmienić świat
Nie czuć, jak szybko mija czas
"Żyć nie umierać" słów poznać sens
Nim na opak całkiem zmienią się

Przybrudzony beret mojej Babci budzi we mnie więcej rozpaczliwych myśli, niż jej narzekania na nadciśnienie. Moja Babcia, której koroneczki, firaneczki i prześcieradła zawsze wyglądają jak prosto z magla... nie zauważa, że jej garderoba nie jest gotowa na niedzielną rocznicową mszę...

Jeszcze ten jeden raz
Nie słuchać niczyich rad
Robić za błędem błąd
Walczyć o byle co...
Na wsi gdzieś jabłka kraść
Przeżyć znów pierwszy dreszcz
Wiedząc to, co dziś wiem...

Jeszcze trochę, proszę, bądźmy razem, z naszymi nerwami, śmiechami ze starych sąsiadów Starości, myślami co na święta, co u Sister, jaki „Mały” jest już „duży”...

Nie rosnąć i nie chodzić spać
Przyzwoitości w twarz się śmiać
Przyjaciół nigdy nie bać się
I z romansów tylko miłość znać
[A. Dąbrowska]

poniedziałek, 4 marca 2013

To Pink mówiła mi "Try"

Boli, no boli. Ale przecież miało boleć. Ściska za gardło, dusi w piersiach. To nie żal, raczej głęboki smutek i niezgoda, która mi się wyrywa, choć blokuję ją wszelkimi chwytami. Przecież jestem silna.

Gdy pierwszy raz mieliśmy okazję spędzić ze sobą dobrych parę godzin powiedziałam mu dużo istotnych i prawdziwych rzeczy o sobie. Tak prawdziwych, że jak teraz do tego wracam jestem zaskoczona swoją otwartością i tego jak bardzo w tej rozmowie trafiałam we własne sedno, choć była to spontaniczna wymiana zdań. Ale to przez te lodowate niebieskie. Przecież od razu zobaczyłam w tych oczach fajną duszę.

Powiedziałam m.in., że facet z którym chciałabym być musi być mądrzejszy i silniejszy ode mnie. Tylko taki mnie zrozumie, okiełzna, zaspokoi, właśnie taki dostanie wszystko co najlepsze, bo będzie mi imponował. Adr taki jest. Weekendowa decyzja jest tego dowodem. Taki jest, ale już nie mój.

Mimo, że za jakiś czas wyjdę z tego bardziej świadoma siebie, lżejsza o kilka kompleksów, znów lubiąca swoją kobiecość... Łatwiej nie będzie, bo mi poprzeczka powędrowała w górę. Ale zasad trzeba się trzymać. Np. takiej, że wysoka jakość nie potrzebuje poświęceń. 


 
Ps. No jasne, że po babsku i łzawo. A bo co. 

czwartek, 28 lutego 2013

soul kitchen

W domu jakoś tak spokojnie. Doorsy grają, w piekarniku enta wersja tęczowego pstrąga z lidla. Sny ostatnio telenowelowe, barwne, aż trudno spamiętać szczegóły tych historii.


Rozkładam moje wkurwy na części. Pytałam ostatnio Panią P. czy nadejdzie taki moment, że zanim się zirytuję, zdążę zauważyć, że ma to podstawy Tu albo Tam.
Oby się tak nie zdarzyło, bo w zasadzie autorefleksja zawsze robiła mi dobrze.

Karty pokazują ogień. I wskazują, że nie powinnam robić założeń i przyjąć, że nic nie wiem. Też mi nowość. Ale niech będzie. Tracę centymetry w talii, zyskuję w długości włosów. Wszak na tapecie Królowa Buław.
 
Well, the clock says it's time to close now
I guess I'd better go now
I'd really like to stay here all night
Let me sleep all night in your soul kitchen
Warm my mind near your gentle stove
Turn me out and I'll wander baby
Stumblin' in the neon groves


środa, 20 lutego 2013

P

Pada śnieg, ja padam, potrzebuję pilatesu.
Jeszcze więcej, żeby rozciągnąć te zakwasy, które już mam.
O 7 rano wyglądam za okno, samochód z czapą śniegu i zmrożonymi szybami,
oooooch nikt mnie nie kocha, nie odśnieży, nie nagrzeje auta, żebym mogła posadzić tyłek na ciepłe siedzenie.

I jeszcze parę rzeczy na P, ale Po co Przeginać.

Czekam aż zima pójdzie w pizdu, czekam na sobotę bo koncert:
 
Jak Boga kochamy, my tęgi tu mamy mróz.
Cóż, bez odbioru, to chyba wszystko już.
[Zima stulecia/Lao Che]

piątek, 15 lutego 2013

Love me tender... or else

Dogrzebałam się dziś do spraw dawnych, sprzed 10 lat, bo oto nadchodzi marcowa bolesna okrągła rocznica. To nieprawda, że czas leczy rany. Co więcej, blizny czasem bywają gorsze, niż pierwotne obrażenia. Zwłaszcza gdy traktuje się je jak piętno.
To prawda, że czas leci. Zapieprza jak meteoryt i dowala odłamkami. Ale po dzisiejszym zgłębieniu tematu przyszło mi na myśl, że może wystarczy obserwować zjawisko,
a niekoniecznie czuć się jego częścią i ofiarą. Już czas.


Chce mi się jego ramion mocnych, które zarazem zniewolą siłą i utulą ciepłem. 



Oto mnie masz
Taką mnie znasz
Uchyl mi drzwi
Siądźmy dziś ty i ja

Twoja przeszłość

 Rozściel już pościel, zrób dla niej miejsce, ciepło przytuli cię
Cicho opowie o tych, co byli lecz już nie stawią się
Litania osób, wszystkie pamiętasz, gawędzić możesz do woli
Rano ją ujrzysz zwiniętą w kłębek i to cię uspokoi

[nr 1 LP3] 

wtorek, 12 lutego 2013

sexy back

Dobra motywacja to podstawa. Żeby w pół godziny z zapracowanej smętnej kobiety stać się pachnącą kochanką, która na gazie ma całkiem niezły sos do spaghetti z niczego, wystarczy dobrze zbudowany, zabawny brunet o cudnym niebieskim spojrzeniu
i niezaspokojona tęsknota za Nim właśnie.


Subtelnie niecierpliwy. Pod tymi dłońmi jestem jak rozgrzana modelina.

poniedziałek, 4 lutego 2013

And then she came like a hurricane

Luty otwiera się złymi snami. Już się ich nie boję, tylko nieswojo czuję się czekając, aż ich treść objawi się w rzeczywistości, jak to zwykle bywa. Intuicja i nadzieja wyciągają na powierzchnię, chwilę po tym, jak potrafią przytopić.



And then she came like a hurricane
A raven angel from a far away domain
She gave me more than any god could give
Breathtaking love, a reason to live

Hope

[Michał Wendeker]

środa, 30 stycznia 2013

Tom Petty spotyka Debbie Harry

Zupełnie spokojna jeszcze wczoraj, dziś zostałam uświadomiona po same krawędzie rozumu i wybita z ledwo co ustalonego rytmu. Więc będzie to wieczór stosowania najlepszego kleju (ze znieczuleniem) na rysy na sercu, kieliszkiem wina do szpachlowania śladów po kliku ostrych słowach.


wtorek, 29 stycznia 2013

na plusie

Oszroniony horyzont domaga się zdjęć. 0 na termometrze nie rokuje zimie, więc chłonę widoki. Mam ogromną chęć całkiem nagle skręcić kierownicę w leśną, boczną drogę, między te wielkie świerki oblepione czapami ze śniegu i … zniknąć.

Potrzebuję zmiany. Tnij, mówię, i za długie końce włosów lądują na podłodze.
Potrzebuję energii. Umawiam się, planuję wakacje na Bałkanach i odsuwam na bok wątpliwości.

Potrzebuję dobrych relacji. Więc planuję dalej.

Też chciałabym odmarznąć.



sobota, 19 stycznia 2013

sometimes

Dużo dzieje się w mojej głowie, mało na zewnątrz. Izolacja wspierana zimą, śniegiem, ograniczoną ruchliwością i wymówkami od grypy, zimna, kasy. To czego nie robię, bo mi się nie chce, czasami objawia się dosadnie jako właśnie niezrobione - znienacka - i przyprawia o wyrzuty sumienia. Chwilę później dziękuję Skrzydlatemu, że czuwa, ale podskórnie dziwię się, ile to ja mam, mimo wszystko, szczęścia w tym moim byciu.


O krok od zerwania spotkań z Panią P. , a ta uświadamia mi kilkoma celnymi pytaniami, że to tylko próba ucieczki. Uciekam od spotkań, od prawdziwych ruchów, od decyzji, które świadczyłyby, że nie czekam na mannę z nieba.


Brak mi motywacji. Samotność, jak śpiewał Rysiu, to przecież trwoga.

 I drive on her streets 'cause she's my companion
I walk through her hills 'cause she knows who I am
She sees my good deeds and she kisses me windy
I never worry,now that is a lie




poniedziałek, 14 stycznia 2013

El tango the Roxanne

Czarna koronka obejmuje udo. Cienki czerwony obcas stuka w terakotę.
On lubi jak kołyszę biodrami. 
 
Feelings I can't fight
You're free to leave me, but just don't decieve me

sobota, 5 stycznia 2013

teren zaminowany

Te święta są inne. Trochę nas mniej, a o wiele więcej. Od kilku dni, cieszę się małym aniołkiem mojej Sister. A Ona taka dorosła, taka „mama” i strasznie mi z tego powodu „dumnie” :)

Ale żeby nie było, że jest sielsko.. Jest taki dowcip rysunkowy, dwóch facetów idzie obok siebie, teczki, krawaty – prawdopodobnie zmierzają do pracy. Jeden pyta drugiego:
„Co dostałeś na święta?”, a ten odpowiada „Pierdolca.”

Pomijając coraz trudniejszy z wiekiem charakter mojej Babci, to kumulacja nastrojów, opinii, osobowości, ale i fizycznej obecności na kilku metrach kwadratowych kuchni, powoduje, że cierpliwości jednak nie wystarcza. Zabieram gary i uciekam do siebie. Odpalam piekarnik, żongluję deskami, ganiam koty i już... uff.. Tak to ja się mogę szykować do świąt.

A między tym wszystkim, ja – tęsknota. Za niebieskim spojrzeniem, za najlepszym dotykiem, za tym szelmowskim uśmiechem, za za za za... Za daleko. Za ile czasu się zobaczymy.
 
dom pusty czeka aż mnie powita
kwiatem co bez wody łka
i martwą ciszą wokół
minę mam
jakby to oaza była
przecież ja
tak kocham święty spokój