czwartek, 29 grudnia 2011

Instrukcja Obsługi Człowieka

Drugi raz pod rząd czytam książkę, która jest takim trochę przewodnikiem po ludziach. Gdyby nie męczące sny, może nawet udałoby się osiągnąć względny spokój w głowie - mimo trudnej sytuacji współlokatorskiej. Albowiem znów jesteśmy tu we trójkę. Manewruję więc między manią a depresją towarzyszy, spaceruję po mieszkaniu jak po labiryncie nastrojów, szukając własnego miejsca. "Letko" nie jest. Za dużo ścian. 

Dziś w samochodzie fragment "Lovesong" Cure'ów, musiałam jednak z żalem wysiąść nie dosłuchawszy do końca. Wracam, a tu to samo, tylko mruczy Adela. I zaraz na myśl przychodzi mi Jungowska synchroniczność, bo wcześniej bardzo zastanawiałam się nad tym, czego nam potrzeba na nowy rok. Po długim i dość bolesnym we wspomnieniach rozliczeniu dwunastu miesięcy, wystarczyło kilka słów i melodia...

However far away...
However long I stay...
Whatever words I say..
.

Życzę Wam i sobie w nowym roku w zasadzie dwóch rzeczy. 
Po pierwsze, żebyśmy wierzyli, pamiętali i wiedzieli, że każdy koniec jest początkiem czegoś nowego, i że warto "nowego" próbować - poznawać nowych ludzi, przeżywać nowe uczucia, choćby na początku napawało nas to lękiem. Nie dajmy się zakuć w starych zaśniedziałych pancerzach strachu. 

Po drugie, bardzo ważne, żebyśmy głęboko wiedzieli, gdzieś w środku, że nigdy przenigdy nie jesteśmy zupełnie pozostawieni sami sobie. Że żadna nasza łza nie ląduje w beznadziejnej samotności. Że na pewno jest coś takiego, jak miłość bezwarunkowa i każdy zasługuje na to by jej doświadczyć.
Buzi