wtorek, 29 maja 2012

Kaszëbë

Siedzę na wzniesieniu, pośrodku kwadratowej ogromnej polany, właściwie to jest pole namiotowe. Ale szczęśliwie nikogo, ale to nikogo na nim nie ma. Siedzę oparta o stary, szary pień. Słońce ogrzewa mi twarz, ale powoli chowa się za drzewa. Za astronomicznej wielkości modrzewie, których gałęzie wolno, bardzo wolno i miarowo się kołyszą.
Mają głęboki ciemnozielony kolor kontrastujący z jaskrawą zielenią trawy pod nimi. 

Ja, butelka wody, jeden pożyczony papieros i ptaki, które udają, że mnie nie widzą,
o ile ja udaję, że nie widzę ich. Słychać je zresztą zewsząd, doskonałe ornitologiczne surround sound.

Jestem po prostu na swoim miejscu, tu i teraz, tak jak te modrzewie, nigdzie indziej nie moglibyśmy być, ja i one. Jestem i nic więcej się nie dzieje. Jedyną moją potrzebą
jest istnieć na tym moim miejscu, tu i teraz. Z całej siły być, jak najbardziej w tej chwili.