wtorek, 25 marca 2014

8

A powroty są trudniejsze niż rozstania. Najpierw patrzę mu w oczy piwne, jasne i gorzkie jak pilsner i mówię, jak mi źle. Bo wyszło mu naprawdę źle. Tak źle, że już mi się nie chce planować, ani chwilowych atrakcji, ani życiowych kamieni milowych.

Potem jedziemy na rolki. Bociany ślizgają się po deszczowym niebie, my po asfalcie, a moja mina coraz mniej zachmurzona, bo do diaska czuję przyjemność. Napęd na miłość, za szybko, mam świetne kółka, ale trudno utrzymać równowagę, ćwiczę te ruchy, płynnie ma być jego mać, ma być pochylenie do przodu i swoboda, a najlepiej jazda bez myślenia.

Ale jedna noga mi się ciągle wykrzywia, hamować nie umiem, nie mówiąc o zawracaniu. A ten bezczelnie wozi te swoje dwa metry z gracją baletnicy i szybkością Bródki. I jeszcze mi się w tym podoba cholernie. Bo lubię facetów zgrabnych i sprawnych w ruchu. Ojjj lubię.

No to znów patrzę w piwne i rozmawiamy. Nie pokłóciliśmy się nawet. Szczerość w szczegółach wylewa się jak piana z kufla. Really? Znowu ja w serialu brazylijskim??

Nie wiem. Chyba chcę żeby się wprowadził, tylko po to żeby się przekonać. jaka jest prawda. Ile w tych rolkach tęsknoty za frajdą i wolnością, a ile zadowolenia z ćwiczeń, po to by mieć autentyczną satysfakcję.

To decyzja z serii, zobaczymy wóz albo przewóz. Jestem gotowa na kaca i zakwasy.