poniedziałek, 20 stycznia 2014

na palcach

Chwilę zaraz, tuż po uniesieniach. Dzwonił już budzik o 6.30, jesteśmy bardzo punktualni.... Rozmawiamy o byłych. Była brunetka, 175 cm, tak jak ja, mojej postury. Wściekła jestem, bo co ma do tego, że charakter zgoła inny. Ale przynajmniej piersi mniejsze. Oj śmieszne, może żałosne, ale wzięło mnie na zazdrość. Bo R. jest zupełnie powierzchownością odmienny od moich byłych.

Uwielbiam wspinać się boso na palce po buziaka. I gdy na 8 centymetrowych obcasach wciąż czekam, aż schyli głowę. Kocham moją przytulną powierzchnię jego klatki piersiowej, jak lotnisko, wielbię szczupłość jego bioder. Owija mnie nad ranem ramionami tak, że mogłabym się nie obudzić.

I czasami, aż strasznie myślę, że byłoby łatwiej nie obudzić się.

Ilość wyborów powoduje nerwowe reakcje. Przyszłość pomija łóżkowe dopasowanie gabarytów. Pyta o zdolność dzielenia przestrzeni i czy powinnam dać mu klucze do moich metrów kwadratowych. Czeka na odpowiedzi na niechciane pytania, czy na pewno mogę mieć dzieci? Czy mogę zamienić beztroskę nieskrępowanego picia wina do posiłku w pojedynkę, na funkcjonowanie w wielopokoleniowym domu, gdzie każdy rytuał ma sens? Czy mam siłę oddalić się od mojej codzienności, by zyskać naszą?

Uwielbiam wspinać się po tego buziaka. Uwielbiam jak się po niego schyla. Chciałabym, żeby była w tym metoda.


 
"ile można tak żyć na palcach"?