niedziela, 16 grudnia 2012

Please don't take him even though you can

Wyruszyłam (do przebrnięcia miałam jakieś 7 metrów od drzwi klatki schodowej)
z ciepłego mieszkanka, uzbrojona w pokaźna zmiotkę, żeby zdjąć śniegową czapę z fiorda. Zima, panie, huhuha. Okazało się, że jest spontaniczna akcja sąsiedzkiego odśnieżania,
i że nie tylko ja miałam wizję poniedziałkowego świtu spędzonego na walce z żywiołem i postawiłam na rozegranie kilku bitew ze śnieżycą. Zasypało. Po kolana – stan na godzinę 16.00.

Ciepłe mieszkanie, ustrojone w nowe firanki, jeszcze nie do końca świątecznie wysprzątane, bo Król postanowił zgotować niespodziankę i przybył dobę wcześniej. Wszystko co mocne, gorące, zmysłowe... przeplatane z tym co trzeźwe, niedopowiedziane, ale cholernie blokujące jako faktyczne i rzeczywiste. 

Jolene jako słowo na niedzielę.