środa, 15 sierpnia 2012

iiii wczesna jeeee-sień

Nic nie da udawanie, że to się nie dzieje. Nic nie da bohaterskie zakładanie sandałów, nawet gdy termometr wskazuje 15 stopni, z nadzieją, że „w ciągu dnia się ociepli”. 
Wiatr jest zimny, deszcz pada zbyt długo, wieczory są zbyt krótkie. Jesień, panie, 
za rogiem. Nawet jeśli w Szczecinie gorąco i grają na gitarze - jednego i drugiego zazdroszczę.

Są też znaki nieoczywiste. Jako zagorzała konsumentka balsamów do ciała, jestem szczególnie wyczulona na tzw okazje. Po powrocie z urlopu stanęłam w łazience przed półką z kosmetykami i odkryłam, że są tam jakieś nędzne resztki kremów z UV 30, tuby wyciśnięte i wykręcone w każdą stronę - obraz powakacyjnej nędzy. I co? I skuszona niską ceną, uprzednio sprawdzając datę ważności, nabyłam masło do ciała, uwaga, o zapachu trufli. W kuchni byłoby to raczej nie do zniesienia, w łazience jest całkiem przyjemne. Aromat ciasta, żeby nie powiedzieć Bożego Narodzenia, unosi się za mną, aż się moje kotki oglądają. Choć wolałabym jakiegoś kocura w męskiej skórze, bo celibat już mi doskwiera...

Kalendarz też już otwierałam na wrzesień, bo będę świadkiem (inaczej mówiąc starszą druhną? niebywała nazwa dla tej roli...) wstąpienia w małżeński związek Crazy M. i Grega. Bo narodzą się dzieci. Jesień będzie radosna i kropka.