wtorek, 29 maja 2012

Kaszëbë

Siedzę na wzniesieniu, pośrodku kwadratowej ogromnej polany, właściwie to jest pole namiotowe. Ale szczęśliwie nikogo, ale to nikogo na nim nie ma. Siedzę oparta o stary, szary pień. Słońce ogrzewa mi twarz, ale powoli chowa się za drzewa. Za astronomicznej wielkości modrzewie, których gałęzie wolno, bardzo wolno i miarowo się kołyszą.
Mają głęboki ciemnozielony kolor kontrastujący z jaskrawą zielenią trawy pod nimi. 

Ja, butelka wody, jeden pożyczony papieros i ptaki, które udają, że mnie nie widzą,
o ile ja udaję, że nie widzę ich. Słychać je zresztą zewsząd, doskonałe ornitologiczne surround sound.

Jestem po prostu na swoim miejscu, tu i teraz, tak jak te modrzewie, nigdzie indziej nie moglibyśmy być, ja i one. Jestem i nic więcej się nie dzieje. Jedyną moją potrzebą
jest istnieć na tym moim miejscu, tu i teraz. Z całej siły być, jak najbardziej w tej chwili.


środa, 23 maja 2012

It's only when I lose myself in someone else then I find myself

Jest taka siła przyciągania, która swoje źródło musi mieć w kosmosie. Na pewno przychodzi jakoś znad chmur i ląduje gdzieś w moim podbrzuszu, przy kręgosłupie. Chciałabym, żeby był już piątek, 14.45. Nałożę na nos przeciwsłoneczne okulary, włączę blues brothers i podążę tam, gdzie jest mój magnes, czyli do Gliśna Wielkiego.


niedziela, 20 maja 2012

Please allow me to introduce myself


Pani psycholog ubiera się na szaro albo na zgniłozielono, ale chyba tak musi.
Ja wpadam w wielobarwnej chuście i z torbą z frędzlami, ale tak lubię. Zaraz okazuje się,
że pani może mdła na zewnątrz i w rozmowie nie jest słodka, za to ze mnie wyciąga wszystko co gorzkie i cierpkie.

Pac pac plum, kilka celnych pytań i widzę cindarellę, którą z siebie zrobiłam,
a którą nie jestem. Rozmowa z nieznajomą i nareszcie w oddali pojawia się
niewyraźna Małgorzata Nikołajewna. 

Wlewka z gipsu w tors
Niech serce zrasta się,
Temblakiem, podparta lewa pierś
[Nosowska]

środa, 9 maja 2012

to nie był film

Znów gram w tym filmie o mnie. Ostatnio nakręciliśmy rozstanie z konkubentem,
potem kilka sielankowych scen z majowego weekendu w Wilnie i Kownie. Piękne, stare, czarujące, wręcz uwodzące miejską urodą, elegancją, zielenią, spokojem.... Miasta kojące złamane serce nie tylko zimnym Baltasem i tradycyjnym chłodnikiem, ale jakimś takim mickiewiczowskim ponurym romantyzmem.

Niestety, po tym chyba nudnawym epizodzie musiała widocznie nastąpić scena akcji.
Na początek przypomnę statystyki: ponad pięć tysięcy pijanych kierowców wyjechało na drogi w ten tzw. dłuugi weekend. Pytanie: jakie było prawdopodobieństwo, że jeden z nich mieszka ze mną? Ja nie wiem, może maturzyści obliczą. Zawsze oceniałam takich ludzi jako potencjalnych zabójców z premedytacją. Od kilku dni próbuję możliwie złagodzić finansowe konsekwencje czynu sprawcy, wszak dostanę rykoszetem tak, że jeszcze nie wiem, jak się pozbieram.

I nie mogę kurna znaleźć scenarzysty.