niedziela, 18 sierpnia 2013

Wróćmy na jeziora

W ostatniej chwili zaliczone najlepsze jezioro i najsmaczniejsza smażona ryba. Bo lato się kończy przecież. Widać i czuć w zimnych nocach. Ale skóra jeszcze złapała kolejny odcień brązu, głowa odpoczęła w śmiechu z czterech damskich gardeł, no i chyba jeszcze ten spokój, gdy myślę o następnym miesiącu. I kolejnych, niech się przyznam. Bo jest ktoś, kto kto ma zamiar się w mojej jesieni umościć, poczynając od ostatniego sierpniowego weekendu, gdy będę go miała na całe dwa dni.

Uwielbiam moje przyjaciółki, uwielbiam smakowanie wina na karimacie, scrabble z hasałami „naga” i „napalona” oraz „wódko”, zakwasy po morderczych rozgrywkach w badmintona na polanie. Mam szczęście.

Lubie też myśl, że w ogóle spotykam ludzi, którzy pojawiają się w moim życiu po coś, są wartościowi i mam nadzieję, że działa to też w drugą stronę. Krótka rozmowa przez telefon z Adr'em, wiem, że facet zjawił się znienacka (jeszcze trochę i minie rok) i pokazał mi jaką kobietą jestem. Może nawet trochę postawił mnie na nogi. Mam szczęście, mimo wszystko.

A dziś lekko przeziębiona, na antybiotyku po kleszczu, zmęczona spaniem w namiocie i tak mam szczęście, bo czekam na wieczorną konwersację zagraniczną, póki co.
I mam wrażenie, że jednak jeszcze trochę tego lata przede mną.