piątek, 1 czerwca 2012

męskie granie

Kalendarz na czerwiec wypełnia się  w zadziwiającym tempie. Spotkania z ludźmi dają mi teraz dużo komunikacyjnej satysfakcji. Kręcę się na karuzelach różnych osobowości i mam ochotę przy tym klaskać w dłonie jak mała dziewczynka. Zauważyłam, że lubię zwłaszcza obserwowanie mężczyzn. I "lubić" to jest najlepsze możliwe słowo.

Z sympatią przyglądam się mojemu rudemu klientowi, siedzi naprzeciwko i opowiada anegdoty o targach w Rio. Żadnych damsko-męskich podtekstów, choć z godzinę rozprawiamy o obwodach pod biustem i budowie góry stroju bikini. Taka branża.
Z życzliwością odbieram też zagadywanie przy barze, gdy płacę rachunek za to służbowe spotkanie. Dwóch trzydziestoparolatków pręży muskuły i szczerzy białe zęby. Roześmiani, oczy im się błyszczą, więc chwilę żartujemy. Miło, no.

Nie wiem, może się starzeję i nabieram pobłażliwego stosunku do męskiego narodu. Lubię, lubię notować testosteronowe zagrania , czysto poznawczo.

Na pewno jednak jestem wymagająca dla tego jednego chłopaka. A on mnie jeszcze nie zawiódł i nie znudził i zachwyca mnie i imponuje nieprzerwanie, choć spędzamy razem dużo czasu. Nazywa się Jack i gra tak: