poniedziałek, 31 marca 2014

Higher

Jadę w poniedziałek do pracy, łąki oszronione, pola we wschodzącym słońcu, świetliście
jest. Jakieś 0 stopni, więc w mini i na obcasach musiałam oskrobać szyby. Już dawno nie było takiej jazdy, czuję się jak na jakimś podlaskim safari, tak mi głowa chodzi na boki do szyb, tyle zachwytów. Ostatnio wiecznie spóźniona, klucząc mało atrakcyjnym osiedlem, omijałam tylko roboty drogowe na głównej arterii. A tu, jak w „Niekończącej się opowieści”. Chmury wstającego dnia pod kołami.

Wcześniej, ptaki cudownie wrzeszczą, pies wyje. Przez zmianę czasu, nie wie że jego spacer przesunięty jest o godzinę. Pies jest boski, kąpiemy go w rzece, spływa po nim jak po kaczce, tyle ma grubej sierści.

Jeszcze wcześniej, siedzę w bagażniku, palę papierosa, przede mną drewniany krzyż na rozstajach i jak okiem sięgnąć przestrzeń. W słońcu, w trawie, w rozedrganym powietrzu.
Na nogach rolki, w uszach „zasuwasz maleńka”. Wydobrzeliśmy.

Wiosna jest ok.

 You know I'll fight my corner,
And that tonight I'll call ya,
After my blood is drowning in alcohol,
No, I just wanna hold ya.

[Uncle Jed, Give Me Love]