niedziela, 16 września 2012

Cheek to Cheek

Najpierw zostałam ciocią przyszywaną. Mała M. ma całkiem sporą Helenę, ze względu na siłę głosu i płuc, nazywaną też Heleną Syreną. 24 godziny później zostałam ciocią najprawdziwszą, najszczęśliwszą i rozwaloną na atomy miłości przez Krzysia, mojego siostrzeńca. Narodziny dziecka to największy cud jakiego doświadczyłam, wystarczy spojrzeć w oczy noworodka i zobaczyć jaka w nich jest czystość i moc życia. 
To pocisk miłości.

Istne bombardowanie bobasami wzbudziło we mnie instynkt cioteczny, li i jedynie. Choć uwielbiam śpiewać maluchom „Kołysankę dla Misiaków”, to wiem, że wciąż jeszcze nie śpieszy mi się do własnego oseska. Za to wciąż jak zacznę tańczyć o 20 to nie mogę przestać do 3 rano.

Następnie był ślub. Najpiękniejszy, w kolorowej cerkwi, w otoczeniu uśmiechniętych przyjaciół, w ciepłym świetle świec, w śpiewie chóru przyprawiającego o ciarrrrki, ekumeniczny, wzruszający. Patetycznie to brzmi, a jednak czuję, że pełniąc rolę świadka moich przyjaciół, uczestniczyłam w czymś ważnym, sensownym, przejmującym do cna.

Po ślubie było wesele, które zatrzęsło Pałacem Branickich. I choć do zabawy zaproszonych było nie więcej niż 40 osób, energia radości dała siłę do tańców do świtu. Po kilkunastu godzinach przerwy powróciłam na parkiet by tym razem cieszyć się z tego ślubu w gronie znajomych Crazy M. i Grega – nowożeńców.

Dziś odpoczywam od tego liku wrażeń, uśmiech mi nie schodzi z twarzy, koty ostatnio niewygłaskane pchają się na kolana, opuchlizna na podbiciach stóp zmęczonych szalonymi tańcami wciąż się utrzymuje. Aplikuję sobie taką kategorię "cichej muzyki", której się z przyjemnością słucha bardzo głośno, nawet na kacu (* nie mam nawet najmniejszego kaca :))

 Jutro wracam do pracy po TAKIM tygodniu przerwy. Ale co tam, chodź poniedziałku, mam w sobie miłość i rokendrol. 



I'm in heaven
And my heart beats so that I can hardly speak
And I seem to find the happiness I seek
When we're out together dancing 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz